Wpisuję się - niestety - w listę tych dorosłych, co to zimą "stawiają kołnierze", mawiają "nie wierzę", marzą o zapadnięciu w sen zimowy i kwaśnieją od malkontenctwa.
Wiem, niełatwe życie mają ze mną dzieciaki. One przecież zimą dostają niesamowitego "pałera", a tu taka ściana niezrozumienia tegoż entuzjazmu. Zimą to nie poznaję samej siebie i sama sobie się dziwię: tu za zimno, tam za mokro, za smarkato, ogrzewanie za drogie, dojazd zbyt kiepski, nieodśnieżone i... "Rety, jak tak można?!" Ale cóż, przyznaję bez bicia - taka jestem. Za to kolejne trzy pory roku - ciężko nadążyć za moimi pomysłami. Żadne to jednak pocieszenie dla dziatwy, dla której zima pełna jest ciepła, kwitnie pomysłami na rewelacyjne zabawy i od jej bieli dostać można pąsów.
Zima lubi dzieci najbardziej na świecie,
dorośli mi mówią: "nie wierzę",
dzieci - roześmiane - stawiają bałwana,
a dorośli stawiają kołnierze.
Jedynie miłość do dzieci mobilizuje mnie do wyjścia spod grzejnika, nałożenia kombinezonu i... Jak już tak pędzę z górki na pazurki, jak lepię te śnieżki, daję czadu z łopatką i wiaderkiem, bałwanowi nos przyczepiam, tarzam się podczas twórczego "wymachiwania" aniołka czy orła - wtedy czuję, jak moje wewnętrzne dziecko bardzo, ale to bardzo wdzięczne jest za te chwile radości. Pomimo czerwonego nosa, zmarzniętych dłoni i przemoczonych stóp, przenikają mnie ciepłe myśli, że zimę jednak da się lubić, ale trzeba do tego być dzieckiem - nawet takim kilkudziesięcioletnim.
Ma ona jeszcze ten plus, że wtedy, jak nigdy, smakuje gorąca herbata z miodem i cytryną. Ma wtenczas niemalże magiczny smak i aromat. I herbata, i zima.
mama Anna