Sięgamy rodzinnie po najlepsze filmy o zwierzętach, po naturę, po bezkresność i sprawy ważne w animowanym wydaniu.
"Król lew" to jeden z tych filmów, który niezmiernie pozostaje naszą ulubioną animacją wszechczasów, zwłaszcza moją. Pamiętam, że już od pierwszego seansu, produkcja Disneya wywarła na mnie olbrzymie wrażenie, nie tylko ze względu na pokazanie mi, jako dziecku, ogromnej liczby egzotycznych dla mnie wówczas zwierząt. "Król lew" był jednym z pierwszych flmów, przy którym potrafiłam się utożsamić z bohaterami. Simba, Mufasa czy Pumba to nie były dla mnie afrykańskie czworonogi, tylko realne osoby.
Po śmierci Mufasy płakałam tak, jakbym straciła kogoś z bliskiej rodziny. Okrutne knucie Skazy budziło we mnie odrazę, choć też próbowałam zrozumieć jego motywacje. Kibicowałam oczywiście Simbie, który musiał poradzić sobie ze stratą rodzica i nauczyć się samodzielności, tak jak każdy z nas na pewnym etapie swojego życia.
Więc można pomyśleć: "Król lew" jest za trudny, za mocny w przekazie, zbyt realny. Faktycznie, jest autentyczny, prawdziwy i o dziwo... zrozumiały dla młodego pokolenia, tak jak dla naszego, starszego. Jest ważny. Warto go nie pominąć wśród innych animacji. Uczy bowiem empatii - wobec zwierząt i przy okazji ludzi, oraz sprawia, że zauważamy, że zwierzęta to prawdziwi członkowie naszej ziemskiej rodziny.
Polecam!
Irka K.