Piękny, pozytywny chociaż przejmująco smutny, ale momentami nawet zabawny, do bólu prawdziwy, wzruszający, naprawdę wyjątkowy: film „Nazywam się Cukinia”.
Będzie krótko, chociaż w głowie myśli tysiąc i emocje jeszcze żywe, po wczorajszym seansie. Nie jest to łatwa pozycja w leksykonie filmów animowanych. Nie zabrałam na pokaz mojej 8 letniej córki, bałam się, że to będzie dla niej za trudne. Teraz już wiem, że niesłusznie i musimy razem obejrzeć ten film, najlepiej jeszcze z tatą.
Temat poruszony w filmie wbija w fotel. Uświadomiłam sobie, że pierwsze kilkanaście minut oglądałam bardzo podenerwowana, tak się dzieje, gdy wiem, że temat dotyczy dzieci. Bałam się drastycznych scen, na szczęście nie wszystko jest do końca pokazane, raczej lekko niedopowiedziane i słusznie. Dzięki temu oglądające film kilkulatki, obecne na sali, wytrzymały napięcie.
Ten film to przejmujące studium dziecięcych dramatów i ich konsekwencji. Ale też duża dawka pozytywnych emocji, takich jak nadzieja, bez której nie da się żyć, o czym dobrze wiedzą mali bohaterowie. To również przegląd ludzkich postaw, szczególnie dorosłych i ich wpływu na życie dzieci.
To obowiązkowa pozycja filmowa dla każdego nastolatka i dla każdego dorosłego. Z dziećmi mniejszymi ostrożnie, lepiej obejrzeć samemu i potem dopiero zdecydować czy zabrać na film swoje dziecko. Dodam jeszcze że animacja wręcz genialna, a film obsypany nagrodami! I polecam książkę, na podstawie której powstał film: „Autobiografia Cukinii” Gilles’a Paris.
Trailer i więcej o filmie Nazywam się Cukinia znajdziecie TUTAJ>>>
Magdalena Kurowska