Już od jakiegoś czasu zastanawiam się nad właściwymi zabawkami dla dziecka.
Nie to żebym nie miał zabawek. Owszem Majka ma ich dwa pełne kosze. Od elektronicznych i świecących pseudozwierzaków, po rozwijające klocuszki w rozmiarach i kształtach, o których przeciętny człowiek nawet by nie pomyślał. Jednak żywotność zabawki od czasu zakupu do kompletnej utraty zainteresowania mojego dziecka, to jakieś 5 minut. Tymczasem pudełka, książki, garnki sztućce, narzędzia i wszelkie inne niezabawki cieszą się niezmiennym i bezkresnym zainteresowaniem każdego dnia.
Patrzę po sieci na te wszystkie kreatywne pomysły i zazdroszczę mamom inwencji. W szczególności mojej koleżance Asiulencji, która robi takie fajne rzeczy dla swojej Zosi, że aż mi głupio, że jakaś część mojego mózgu zupełnie obumarła i bez odpowiedniej defibrylacji nie jest w stanie się przebudzić.
Nie poddając się jednak postanowiłem wznieść się na wyżyny męskiej kreatywności i wykonać coś dla swojej córki, żeby później, jak dorośnie, napawać się dumą w jej obecności podczas obiadków rodzinnych. Będziemy siedzieć wszyscy przy stole łącznie z jej mężem, a ja będę perorował jaką to miała zabawkę jak miała 11 miesięcy. Tatuś zrobił. Trzeba budować swoją legendę, a jak!
Pomyślałem, że przeciętny mężczyzna, aby zrobić zabawkę dla swojego dziecka powinien w pierwszej kolejności udać się do marketu budowlanego. Tak też uczyniłem. Przy kasie wyszło na to, że kupiłem następujące rzeczy:
Po powrocie do domu wspólnie z małą przystąpiliśmy do komponowania nowej, ultraedukacyjnej i praktycznej zabawki bez użycia materiałów przeznaczonych dla dzieci. Już podczas prac wstępnych dostawałem oznaki, że będzie dobrze. Majka przestała się bać wkrętarki elektrycznej, oblizała każdy element z osobna i obdarzyła szczególnym zainteresowaniem wiertło do betonu, które kupiłem dodatkowo.
Montaż super-zabawki zajął nam ok godziny czasu i przez te całe 60 minut bawiliśmy się przednio. A oto efekt:
Wygląda na to, że ma wszystko, czego dziecięca dusza zapragnie. Są kółka, pokrętła, włączniki, rzep, gałki, uchwyty i różne ciekawe metalowe elementy. Jak widać nie tylko dziecko, ale i mama postanowiła pobawić się nowym nabytkiem.
Ja, z kolei, jestem zadowolony, że zrobiłem coś, co wszystkim sprawiło satysfakcję.