Sztuka tradycyjna plus technika komputerowa w sam raz dla naszych dzieci. Najpiękniejsza sztuka na jakiej kiedykolwiek byłam z dzieckiem. A dla osób lubiących kategoryzowanie: sztuce dałabym na pięć możliwych gwiazdek: 5 i pół, te wybitne pół za moje łzy, dawno same nie leciały.
Po takim wstępie nie bójcie się mamy, dzieci nie płakały, wręcz przeciwnie, w oczach widziałam płomienie. Najpierw trochę faktów,pierwsze wrażenie i merytoryczna ocena przedstawienia. Sztuka jest harmonią pomiędzy światem ludzi starych i tych wkraczających w życie. Niczego starego tam nie ma, wręcz błyska nowoczesność. Harmonia ta objawia się również w zastosowaniu technik komputerowych na scenie teatru.
W sztuce biorą udział aktorzy, których nie ma, w trakcie spektaklu - treść ich wypowiedzi nagrana jest jednorazowo, potem odtwarzana. Tu ukłon, dla aktorów grających na scenie- za ich warsztat, spokojnie ślizgają się po płaszczyźnie dialogu klasycznego, oraz interakcji z zapisem cyfrowym. Dla dzieci naszej epoki wspaniałe rozwiązanie na zaciekawienie tematem trudnego przemijania, bo i przemijania dzieciństwa i młodości i starości.
Dzieci młodsze, myślę o 4-5 latkach oglądają razem ze starszym rodzeństwem, może nie wychwycą do końca sensu sztuki, która ma trafić do widza 7+, ale sztuka jest nastawiona na akcję, więc nikt się tu nie nudzi i nie trudzi.Piękna dekoracja znów szacunek dla techniki komputerowej, piękne kostiumy, prawdziwe, przekonujące.
Sztuka zaczęła się od zdjęć, uśmiech na ustach syna kiedy Garmann na zdjęciu puszcza bańki, zjeżdża na sankach z mamą, a potem na rodzinnym zdjęciu z rodzicami uśmiecha się serdecznie. Od muzyki bije ciepło, przechodzimy, do scen podwórkowych, ustalanie hierarchii podwórkowej, tu już muzyka wpada w tony trochę dreszczowe, a przy trudnych chwilach, takich jak śmierć, przechodzimy do metafor pięknego statku, towarzyszą nam fajerwerki, gwiazdy. Nie jest smutno! Jest inaczej i do tego inaczej codziennie przyzwyczaja się Garmann.
Sztuka podzielona na etapy życia Garmanna,a zaczyna się w chwili pójścia do szkoły. Dzieciństwo konfrontuje poprzez pryzmat sztucznej szczęki Ciotek.
Podwórze to zetknięcie się dobra ze złem, niewiedzy z doświadczeniem.
Wsparciem okazuje się samotny „staruszek” w cudzysłowie, bo pozazdrościć takiego wigoru panu Janowi Plewako (Panu Znaczkowi), to właśnie jego kreacja wzbudziła u mnie najwięcej emocji, być może dlatego, że syn mój reagował euforią na dialogi Garmanna z Panem Znaczkiem. Polecam dla dzieci, które nie doznały szczęścia posiadania dziadków.
Potem młodość, miejsce w grupie, motywacja, to perspektywa z jaką zmierzają się widownia razem z Garmannem. Przeleciałam wzrokiem po widowni, nie tylko mój syn wszyscy mieli oczy otwarte tak szeroko jak ciekawy świata Garmann. Kamil Król w roli chłopca Garmanna, był tak autentyczny, że na spotkaniu z dziećmi dzieci zwracały się do Pana Kamila per „ty”. Nie widać było tego metra osiemdziesiąt, ale oczy pełne dziecięcej ciekawości. Sztukę bardzo wzbogacały dziewczynki bliźniaczki, istoty tak znacznie inne od chłopaków, potem przychodzi czas na miłość Garmanna, ale lekką zawieszoną w gwiazdach, w kosmosie, a osadzoną w lesie.
Wszystko jest tak realne choć to tylko teatr i technika komputerowa. Przeżyliśmy świat Garmanna i otworzyliśmy oczy na nasz świat.
Mama Asia z Krzysiem