Gdy niedawno, siedząc przy rodzinnym stole, wspominałyśmy z kuzynką dzieciństwo, przypomniała mi ona taką historię..
Jako małe dziewczynki uwielbiałyśmy budzić dziadzia z poobiedniej drzemki. "Oj, uszczypnij mnie.. jednak żyję, a przez moment pomyślałem, kiedy Cię zobaczyłem mój aniołku, że jestem w raju.." - tak dziadzio witał budzącą go wnuczkę.
Piszę o tym, bo uzmysłowiłam sobie jak dużo dziadzio dawał nam ciepła, jak podkreślał, że jesteśmy dla niego szczególne i ważne. I skoro jako dorosłe kobiety wciąż nosimy to w sobie – to dowód na to ile może dać kontakt z dziadziem. Dziadziem, nie dziadkiem, bo wtedy, w dzieciństwie, nigdy przez usta by mi nie przeszła inna forma...
Szczęśliwy ten kto miał lub ma takiego dziadzia lub babcię – akceptujących, podtrzymujących na duchu, bezgranicznie kochających. Wcale nie pozwalających na wszystko, nie w tym rzecz. Czasem może mających dziwne zasady, staroświeckie normy, niezrozumiałe przyzwyczajenia. Do dziś pamiętam, że moja siostra, kiedy była już całkiem dojrzałą nastolatką nie mogła oglądać na przykład filmu, w którym ktoś kogoś by pocałował, nawet w policzek.. Dziadzio momentalnie wyłączał telewizor. I jeszcze różne zachowania, poglądy dziadzia – mocno zakorzenione w wojennej i powojennej historii, w związanych z tym jego przeżyciach. To wszystko trudne było do zrozumienia wtedy - dla mnie jako dziecka. To wszystko rozumiem dopiero teraz. Współcześni dziadkowie pewnie są bardziej "na czasie" - otwarci na zmiany, tolerancyjni. Ale kochają pewnie tak samo.
Coś jest szczególnego w ich miłości – dziadków "staroświeckich" i tych "współczesnych". Coś, co powoduje, że wyraźnie czuje się ich akceptację, troskę, uwagę.. Babcia i dziadzio to też bogactwo rodzinnych historii, nieznanych zdarzeń, ponadczasowych wartości. To skarbnica wiedzy o ich dzieciach, czyli rodzicach wnuków, wiedzy tej głodne i spragnione są zazwyczaj przedstawiciele młodszego pokolenia, chętnie zatem słuchają ich opowieści.
Pamiętam jak babcia miała w szafce nocnej "magiczne pudełko" - były w nim zwykłe landrynki, które wówczas wydawały mi się niezwykłe. Kiedy babcia częstował owymi słodyczami to tak jakby karmiła czymś drogocennym.. "To landrynki specjalnie dla wnuków" - zwykła mówić zapraszając na landrynkową ucztę.
Ta babcia i dziadzio we wspomnieniach to cząstka mnie. Jestem im wdzięczna za serce, poświęcenie, przyzwolenie na nieustanną obecność, za nieokazywanie zmęczenia i zniechęcenia.
I przyznam się – był taki czas, kiedy nie wiedziałam jak poradzić sobie z ich starością, chorobą, przemijaniem, kiedy trochę byli emocjonalnym ciężarem dla mych dziecięcych, może nawet nastoletnich możliwości – jednak nie przeminęli do dziś, mimo że od wielu lat nie żyją.
Drugich dziadków nigdy nie poznałam, ale zawsze za nimi tęskniłam, wyobrażałam sobie jacy by byli, gdyby żyli.
Dziadkowie potrzebni są, by ta nasza dziejowa rodzinna układanka mogła zostać ułożona w całości. Są silnymi, mocnymi korzeniami. Funkcjonują nie tylko we wspomnieniach - istnieją po prostu w nas.
mama Anna