Był sobie pies... i to nie jeden, choć tylko jeden.
O tym oraz o odwzajemnionej miłości czworonoga do człowieka podumać możemy przy projekcji familijnej "Był sobie pies".
Film urzeka swoją prostotą i ciepłym przesłaniem, ale jest również wyciskaczem łez, dlatego skierowałaby go raczej dla dzieci starszych. Niesie on ze sobą wiele prawd na temat rodziny, stosunków międzyludzkich, odpowiedzialności, wychowania. Są to na pewno cenne lekcje, ale również lekcje trudne. Dlatego dobrze, że znajduje się w nim również sporo humoru i ciepły głos Marcina Dorocińskiego w postaci głównego bohatera - psiaka Baileya. Jakoś tak naturalnie, od pierwszej sekundy zaczyna się mu kibicować... w poszukiwaniu sensu życia. :)
Komu poda pomocną łapę Bailey? Z jakich drobnych rzeczy cieszy się najbardziej? Czy zapach kozy może być zapachem raju? Te i inne sprawy czekają w tym wartościowym, choć niełatwym filmie.
Polecam go jednak śmiało, bo jest to zdecydowanie najlepszy film z psim motywem, jaki do tej pory obejrzałam (choć zapas chusteczek się przyda, a dla wrażliwszych osób również opracowane wyjście ewakuacyjne z kina... jak najbardziej też). :)