Warszawa

"Fascynuje mnie cały układ, tak jak i cały człowiek, bo człowiek w ogóle jest fantastyczny" - wywiad z Prof. Mikołajem Spodarykiem, współautorem książki "Brzuch Alicji, czyli kupa prawdy o trawieniu."

"Fascynuje mnie cały układ, tak jak i cały człowiek, bo człowiek w ogóle jest fantastyczny" - wywiad z Prof. Mikołajem Spodarykiem, współautorem książki "Brzuch Alicji, czyli kupa prawdy o trawieniu."

Spotykamy się przy okazji premiery książki “Brzuch Alicji, czyli kupa prawdy o trawieniu”, której współtwórcą jest mój rozmówca Prof. nadzw. dr hab. n. med. Mikołaj Spodaryk - pediatra. Twórca i kierownik oddziału leczenia żywieniowego w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Były prodziekan Wydziału Zdrowia i Nauk Medycznych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Człowiek z ogromną pasją i wiedzą, a jednocześnie posiadający dar opowiadania o swojej pracy w taki sposób, że można byłoby Pana Profesora słuchać bez końca. Jeśli chcecie się dowiedzieć jak wyglądał proces powstawania książki oraz dlaczego układ pokarmowy jest równie fascynujący co mózg - koniecznie przeczytajcie wywiad. 

 

 

  • J.T: Najnowsza książka opowiadająca o Alicji zaczyna się od niechcianego zadania - bohaterka na kółku przyrodniczym otrzymuje polecenie: przygotować informacje na temat układu pokarmowego. Niezbyt jej się to podoba - wolałaby zająć się mózgiem. Ale to bardzo ciekawa świata dziewczynka więc podejmuje wyzwanie! Jak zaczęła się Pana przygoda ze światem medycyny? Kiedy Pan poczuł, że chce zostać lekarzem? 

 

M.S: To jest pytanie, które wielokrotnie mi zadawano. To było tak: mój ojciec był pediatrą w strasznych czasach - w latach 50. Ja urodziłem się w roku 58. Taty nigdy nie było w domu. Mamusia tłumaczyła: “Tatusia nie ma, bo ratuje dzieciom życie, jest lekarzem”. Dziecku nie mówi się: Ktoś chory ma odrę, tata leczy ospę wietrzną, leczy katar, leczy anginę - tylko mówi się: Leczy dziecko w potrzebie i ratuje jego życie. W związku z tym, stworzył się wokół taty taki mit. Miałem jeszcze kompleks, że jeździć na rowerze moich kolegów uczyli tatowie, a mnie uczyła mama - bo taty nie było, ale za to byłem dumny, że lepszą procę potrafiła zrobić moja mama, tylko byłem nauczony, że w nic żywego nie mogę strzelać. Mama, która była też po trochu takim tatą, nauczyła mnie gwizdać na palcach, ale też pluć. Wiele rzeczy i umiejętności zawdzięczam mamie, nie tacie, ale tato był na tym piedestale. Dom obracał się ciągle wokół dziecka i w tym kulcie dziecka. Tato w sobotę, w niedziele jak był z nami, a nie miał dyżuru, był dostępny, aczkolwiek na chwilę, bo był zmaltretowany tym zawodem, a oddawał się mu w całości. Ja też bawiłem się jego sprzętami: słuchawkami, strzykawką, sterylizatorem, szpatułką. No i rosłem w tym kulcie dziecka - w tym micie ratowania czyjegoś życia. To się utrwaliło. Ja nie wiem, czy ja bym mógł być inżynierem, architektem, krawcem, czy stolarzem - nie wiem czy bym tam znalazł pasję, a tutaj, tak jak koń, wszedłem w jedną koleinę i brnąłem dalej. Im dłużej widziałem ten zawód, tym bardziej byłem zmotywowany, bo to nie była tylko wyobraźnia o białym fartuchu, którego zresztą nie używam - mój ojciec też nie używał - ale wyobrażenie tej drugiej strony - zmęczenia, czasami nieprzespanych nocy, telefonu, który dzwonił o drugiej w nocy, bo gdzieś była potrzeba. Jak sobie zdałem sprawę z tego, że coś trzeba będzie robić, to było w szkole podstawowej - to ja już wiedziałem, że będę lekarzem. Miałem tylko jeden problem: być medykiem sądowym, bo w tym czasie zaczynałem już czytać kryminały i mnie bardzo to interesowało, chirurgiem, bo na chirurgii byłem na praktyce, czy pediatrą. Wygrała pediatria i absolutnie nie żałuję. Cieszę się, że taki był wybór. Przede wszystkim cieszę się, że nie muszę dorastać, że mogę być dzieckiem, że trochę jestem taki Piotruś Pan. Gdybym miał odpowiedzieć, od kiedy chciałem być lekarzem - od zawsze i pewnie umrę jako pediatra. 

 


 

  • Brzuch Alicji czyli kupa prawdy o trawieniu, to czwarta część serii opowiadającej o fascynującej podróży w głąb…siebie. Dosłownie! Dlaczego zdecydował się Pan na współpracę w tworzeniu kolejnej części? Jak zaczęła się Pana przygoda z Alicją

 

Dlaczego zostałem wybrany do napisania tej książki? Tego nie wiem - pytałem zarówno poprzedniego jak i obecnego redaktora prowadzącego i za każdym razem słyszałem: nie dyskutowaliśmy na ten temat: jednogłośnie było powiedziane, że Spodaryk. Więc jak to się stało, że zaproponowano właśnie mnie - tego nie wiem. Ale prawda jest taka, że zwieńczeniem mojego zawodu, wykonywania tej pracy dla dzieci, moim marzeniem miała być książka dla dzieci - ja ją mam w głowie w dalszym ciągu i będę ją chciał prawdopodobnie na emeryturze napisać, ale życie pisze inne scenariusze. Napisałem dziewięć innych książek dla lekarzy, dla studentów medycyny i nagle dostaję prostą propozycję - Czy napiszesz przygody Alicji? Ale ja nie wiem kto to jest Alicja - odpowiedziałem. Dostałem więc trzy tomy Alicji i się zakochałem w tej książce - tym bardziej, że autorami poprzednich tomów był profesor Vetulani, z którym się osobiście znałem - razem odbieraliśmy nagrodę Osobowości Medycyny, prof. Tadeusiewicz, rektor AGH, ale i lekarz, profesor Biocybernetyki i Modelowania, doktor Woydyłło - Osiatyńska fantastyczny neuropsycholog i psychoterapeuta - fantastyczna osoba. Jak zaproszono mnie, to najpierw sobie pomyślałem, że ja przecież nie napiszę książki o układzie pokarmowym dla dzieci, bo to z jednej strony jest trudny i skomplikowany temat, z drugiej strony już miałem doświadczenie, że pisałem dla opiekunów, rodziców, z dr Gawrowską “Wiem co je moje dziecko” i powiem szczerze, że to było szalenie trudne napisać dla ludzi, którzy nie są przygotowani. No, a tutaj dziecko ma o flakach mówić.

 

 

  • Jak wyglądał proces powstawania książki?

 

Już był sen Alicji, już były uczucia, już była sztuczna inteligencja… Czułem się doceniony, że mogłem się wśród tych autorów znaleźć, ale przecież nie napiszę, że przyszedł czarodziej, stuknął różdżką, skurczyliśmy się i wskoczyliśmy do układu pokarmowego - bo jako co? Jako glista ludzka? Czy jako owsik? Trudno było wymyślić fabułę, zacząć, ale z drugiej strony, jako pediatra miałem świadomość, że patologiczne osoby, będą doszukiwać się różnych niekorzystnych rzeczy w tej książce

 

  • Proszę wyjaśnić. 

 

Proszę sobie wyobrazić, że w domu uczymy dzieci - nie podchodź do obcego, nie rozmawiaj z obcymi, nie wdawaj się w rozmowę z obcym mężczyzną - jak więc rozpocząć rozmowę z dzieckiem? W pierwotnej wersji, było napisane zupełnie inaczej. Złagodziliśmy początek, kiedy Alicja poznaje Mikołaja, dodając fakt, że mama się uśmiecha, babcia macha na przywitanie ręką - czyli, że nie ma tej sytuacji gdzie ktoś kogoś zaczepia, bo Mikołaj, osoba z którą Alicja rozpoczyna rozmowę, jest znany jej rodzinie, osobom dorosłym. Zwróciła na to uwagę moja żona, która powiedziała, że nie mogę zaczynać książki od zaczepki, która dawałaby asumpt do złej dyskusji, której chcieliśmy uniknąć. W książce również inne rzeczy zostały złagodzone i za to jestem wdzięczny Marysi (Maria Mazurek - redaktorka serii książek o Alicji, przyp. red.), która jest mamą Alicji i ją stworzyła, a także była obecna przy tworzeniu książki. 

 

  • Wracając do procesu tworzenia - jakie były Pana początki w pracy nad książką? 

 

To doświadczenie szalenie trudne, bo trzeba było napisać tekst dla dziecka - i pojawiło się takie pytanie: od czego wyjść? Mam za sobą 40 lat pracy z dziećmi, wiem czym one się interesują - bardziej ciekawi je robienie kupy niż jedzenie kaszki. Bo dzieci jakoś dziwnie gustują w tej skatologii, że ktoś się wysikał, że zrobił kupę, że zasmrodził pokój, albo, że zwymiotował - to jest element zainteresowania, w związku z tym Brzuch Alicji musiał być kupą wiedzy - ta kupa będzie się w książce dosyć często pojawiać, od tego się zresztą zaczyna. 

 

  • Co było dla Pana najtrudniejsze?

 

Wielokrotnie przymierzając się do tej książki - miałem dwa miesiące na zastanowienie się jak to napisać - wielokrotnie mówiłem, że chciałbym być Vetulanim - i napisać o mózgu, bo jest prościej. Albo chciałbym być jakimś pulmonologiem, bo powiedziałbym o oddychaniu i o płucach, a może lepiej żebym był prawnikiem i napisał o wykładni za co się karze, a za co nagradza. A tu nagle kiszki i przewód pokarmowy, który sam w sobie jest szalenie skomplikowany, bo zaczyna się od ust, języka, ślinianek, a potem składa się z zębów, przełyku, żołądka, dwunastnicy, trzustki, dwóch dużych gruczołów, jakim jest wątroba i śledziona, jelita cienkiego i jelita grubego. Miałem całą tą wiedzę przekazać i jeszcze ubrać to wszystko w rozmowę z dziewczynką - rezolutną, trochę nieznośną, która dopytuje o różne rzeczy, ale jest też trochę pogubiona. Pani Dorota Trzcinka, która była pierwszym redaktorem prowadzącym, zaprosiła mnie do tej serii i powiedziała mi: Dostaje pan wolną wolę do napisania tej książki, a pomocą służy Marysia, która będzie spisywała rozmowy i wykłady. Jednak podzieliliśmy się inaczej - skoro to jest brzuch, po którym ja mam oprowadzać, to zrobiliśmy tak - Marysia robiła redakcję i skład, ja robiłem merytorykę, a Marcin Wierzchowski - uważam - genialny rysunek. Same rysunki zaciekawiają, bo są dopełnieniem tekstu. Dymki, które robiła Marysia, są dopełnieniem narracji. Nagle okazało się, że tekst może iść w trzech równoległych narracjach: czyli merytoryki, opowieści o spotkaniu lekarza, który występuje jako podejrzany o bycie Świętym Mikołajem i rysownika, który fantastycznie ilustruje merytoryczny tekst tworząc całość. I to decyduje o atrakcyjności tej książki. Mam nadzieje, że zostanie ona również uznana za mądrą, bo zawiera wszystkie prawdziwe informacje dotyczące tego skomplikowanego układu. Jedną z najlepszych recenzji jaką usłyszałem, to ta kiedy dałem do przeczytania surowy tekst moim asystentom - zaraz po mojej żonie, która była moim pierwszym recenzentem oczywiście. Moi asystenci powiedzieli tak: “Szefie, ale nie każ nam zdawać z tego kolokwium…” - czyli została przekazana informacja, która jest czystą fizjologią funkcjonowania tego szalenie skomplikowanego i niewygodnego do omawiania układu. Według mnie trudniejszego do omawiania niż mózg. 

 

 

  • Treści zawarte w książce dotyczącą układu pokarmowego - mam takie poczucie, że ten obszar ludzkiego ciała kojarzy się raczej wstydliwie - jesteśmy w stanie rozmawiać o bólach brzucha, ale o wzdęciach, zaparciach już mniej chętnie. Mam takie poczucie, że książka próbuje trochę odczarować ten temat - mówiąc w sposób prosty i czytelny o wszystkich procesach, których doświadczamy. Jednocześnie myślę, że w książce utrzymany jest balans pomiędzy wiedzą, porównaniami, a poczuciem humoru, którego również tam nie brakuje. 

 

Trochę tam jest też ironii, która pokazuje, że to wszystko nie jest tak do końca fajne. Myślę, że to jest fakt, że my się wstydzimy rozmawiać, no ale są społeczeństwa gdzie beknięcie po obiedzie jest równoznaczne ze słowem “dziękuje” - mało tego, jest zapewnieniem, że smakowało. Z drugiej strony - mnie się łatwiej rozmawia, lekarzom się lepiej rozmawia o tych rzeczach, bo po operacji chirurg przychodzi i się pyta: “Czy wiatry są?”, albo: “Czy purkasz?” lub inaczej: “Czy pierdzisz? Czy była kupa, czy jeszcze nie?”. Czekamy na tą kupę, bo to znaczy, że zaczyna wszystko działać. Z drugiej strony jest to trochę krępujące - i dobrze, bo gdyby tak nie było, to szlibyśmy na rynek i każdy by defekował publicznie. My musimy nauczyć się rozmawiać o sobie. Musimy się pewnych rzeczy uczyć, co wolno, a czego nie, a dzieciństwo jest idealnym momentem, żeby edukować w tym zakresie. 

 

 

  • Jak już wspomnieliśmy oprócz Alicji, w książce pojawia się postać sympatycznego Mikołaja, który prowadzi Alicję przez skomplikowany, jak myśli na początku dziewczynka, układ pokarmowy. Możemy się domyślić, że to właśnie przy tworzeniu tej postaci brał Pan największy udział. Ile literackiego Mikołaja jest w Panu? 

 

Ile jest Mikołaja Spodaryka w literackim Mikołaju? Sto procent! Tak samo, jak jest sto procent mojego syna, w młodym bibliotekarzu, doktorze literatury i antropologii literackiej, który również pojawia się w książce. To nam się jeszcze lepiej wpasowało w fabułę - Alicja widząc więcej osób, które trochę dziwnie wyglądają, zastanawia się czy to jest biblioteka, czy może fabryka Mikołajów? Pojawia się wątek detektywistyczny - tak jak Sherlock Holmes, Alicja przeprowadza dedukcję - a raczej jak mówi na początku - defekację. Od tego się w ogóle ta historia zaczyna. Mikołaj siedzi w bibliotece, a bohaterka zastanawia się kim może być ten mężczyzna, z dużym brzuchem i brodą, w okularach - może to Święty Mikołaj? I nawet jeśli te oznaki jeszcze nie wskazują jednoznacznie, że chodzi o świętego, to dziewczynka drąży dalej: dlaczego on czyta książki dla dzieci? Jeśli zadaje Pani pytanie - ile w literackim Mikołaju jest Mikołaja Spodaryka, to mnie to nobilituje - to mi pokazuje jedną rzecz: że książkę tą warto przeczytać i warto ją było napisać. 

 

 

  • Znalazłam taki fragment: Mikołaj, w przeciwieństwie do niektórych dorosłych, w ogóle nie gniewał się na Alicję, gdy dziewczynka się z czymś nie zgadzała i odważnie wnosiła swoje zastrzeżenia. Przeciwnie, wydawało się, że bardzo to doceniał. Przyzwyczailiśmy się raczej do formatu nauczyciel - uczeń, w którym role są bardzo ściśle określone. Nauczyciel mówi, uczeń słucha. Co wartościowego jest w postawie jaką reprezentuje Mikołaj?

 

Ja mam 40 lat doświadczenia ze studentami i edukowania - nie ma nic gorszego niż prowadzić wykład i widzieć znudzoną salę, która nie potrafi dyskutować. Mało tego, dobry wykład polega na tym, że w pewnym momencie trzeba dać studentom przerwę żeby odetchnęli i zainteresować ich potem ponownie. Aktywność myślowa i podążanie za wykładem są podzielone na sekwencje. Prosze mi uwierzyć, że w kontekście tylu lat treningu, ja potrafię zobaczyć, kiedy moi studenci mają dość - i wtedy trzeba im dać jakieś zajęcie albo sprowokować do dyskusji. Dyskusja ubogaca. Jeśli mamy o czymś mówić i przekazywać prawdziwą wiedzę, to my musimy naprowadzić na odpowiednie szlaki i sprowokować pytanie. W kontekście książki - to dawno się już nie sprawdza, że dzieci i ryby głosu nie mają, bo okazuje się, że to nieprawda. My musimy z dzieckiem rozmawiać. 

 

  • Niestety niektórzy ciągle wolą, kiedy tej dyskusji nie ma.

 

To jest szkoła myślenia, o której powinniśmy zapomnieć - bo dzieci mają głos i ryby mają głos, o czym doskonale już w tej chwili wiemy. Złoszczę się obecnie na medycynę, na jej odhumanizowanie - gdzie sprzęt i jeszcze raz sprzęt i jeszcze więcej sprzętów - zasłania tego pacjenta, a my tracimy umiejętność rozmawiania. Czasem rozmowa załatwiłaby cały ten sprzęt i oczekiwanie na wynik. Z drugiej strony, ja bardzo chce wyglądać jak ci lekarze międzywojennego okresu. W Krakowie był doskonały prof. Bochenek, a także prof. Pareński - oni mieli właśnie takie brody, wyglądali trochę dziwnie. Dla tej roli Mikołaja w Alicji, zapuściłem brodę i ona teraz już tak zostanie, bo dawniej były tylko wąsy. Muszę też powiedzieć, że mnie się bardziej podoba medycyna XIX i początku XX wieku, nie dlatego, że była prostsza, bo to nie o to chodzi, ale dlatego, że stosunek do pacjenta był inny. Musimy pamiętać, że pacjent to nie jest obiekt. U mnie zakazane jest mówić - przypadek, u mnie są dzieci. Przypadek to może być to, że się przyszło do pracy. Ja mam ich znać po imieniu. Pacjent ma imię i pacjent ma problem, a problemy muszą być rozwiązywane. Jeśli nie będziemy ich rozwiązywać i nie będziemy z dziećmi rozmawiać, to one się będą zamykać, a jeśli się będą zamykać, to będą coraz gorzej adaptować się do świata otaczającego - bo nie będą znajdować osoby, z którą można byłoby się podzielić problemem. W konsekwencji będziemy mieli zapaść relacji międzyludzkich i społecznych, co będzie prowadziło do konieczności rozbudowywania psychiatrii.

 

 

  • Książką naładowana jest wiedzą, która w sposób niezwykle obrazowy pokazuje nam działanie układu pokarmowego. Często Mikołaj, tłumacząc coś Alicji, odwołuje się do porównań - objaśniając działanie trzustki, korzysta z dawnej medycyny chińskiej i porównuje ją do małego śpiącego tygrysa. Czy mógłby Pan rozwinąć ten przykład

 

Koty są w ogóle przyjemne, a tygrys jest tak piękny, że chciałoby się go pogłaskać, lecz każdy doskonale wie, że pogłaskanie małego tygryska jest możliwe, natomiast zrobienie tego jego mamie lub tacie jest niewykonalne i niebezpieczne. O trzustce, z którą nie do końca wiemy co się dzieje, można powiedzieć, że jest tak jakby uśpiona - nie daje żadnych objawów. Bardzo ciężko pracuje żebyśmy ze zjedzonej bułki uzyskali wszystko, co potrzebne i strawili ją. Trzustka zachowuje się jak taki śpiący kotek - można go pogłaskać, nic nam nie przeszkadza, natomiast - tak jak to Chińczycy wymyślili - mały tygrysek, śliczne zwierzę, kiedy się go zdenerwuje to jest zabójcą. I tak jest w naturze: piękny kot - sprowokowany, jest śmiertelnym zagrożeniem dla każdego. I dlatego trzustka - kiedy jest pozostawiona w spokoju - to pracuje dla nas i służy nam, jak ten mały kotek. Ale jak się ją zdenerwuje: błędem dietetycznym, alkoholem, infekcją, urazem, to ona reaguje stanem zapalnym - zabije gospodarza, ale siebie też strawi - bo to będzie atak śmiertelny. Uruchomi mechanizm samostrawienia z potężnymi objawami, które doprowadzą do wstrząsu i zgonu pacjenta. Dlatego moja żona, która jest anestezjologiem, mówiła do mnie: jak jedziesz na zjazd, to ja wszystko ci wybaczę, ale jak dostaniesz ostrego zapalenia trzustki, to koniec z nami, nawet jeżeli przeżyjesz. 

 

  • Myślę, że to porównanie trzustki do tygrysa jest naprawdę fantastyczne. Ale to nie jedyny przykład, który przytoczony był w książce. Dzięki porównaniom możemy sobie wyobrazić jak długie jest jelito cienkie oraz jak mogą działać kosmki jelitowe - czy łatwiej się w ten sposób uczymy? 

 

Tak, zostało to przedstawione bardzo plastycznie. W przypadku kosmków jelitowych, które porównane są do nitek w ręczniku, to one rzeczywiście funkcjonują jak powierzchnia chłonna. Świetnie to obrazuje też rysunek. Dlatego ważne jest to, żebyśmy się dobrze odżywiali, bo dzięki temu te kosmki żyją. My dostarczamy im pożywienia, które one wchłaniają, nie tylko dla organizmu, ale również dla siebie. W książce porównaliśmy jeszcze ruch perystaltyczny, do tego, w jaki sposób porusza się gąsienica - to Alicja świetnie zaobserwowała - bo Alicja jest mądrą dziewczynką i potrafi odnaleźć analogie. Dzięki takiemu przedstawianiu treści, uzyskujemy więcej informacji - zaczyna powstawać logika. A to jest logika dziecięca, dlatego ważne jest, że ten sposób myślenia pokazuje sama Alicja, która jest rezolutna, ale w moim mniemaniu, również upierdliwa czyli dociekliwa. Bohaterka edukuje siebie, ale edukuje także innych.

 

  • Myślę, że ta publikacja mogłaby się przydać niejednemu dorosłemu 

 

Ja twierdzę, że cała seria o Alicji to nie jest książka tylko dla dziecka - jest to książka dla rodziców i dziecka w określonym wieku. Ciekawość dziecka zaczyna się od pytania: Jak to jest, skoro taki dobry rosołek, czy zupa pomidorowa czy bułeczka, którą mi dałaś zamieniła się w coś ohydnego, co strasznie śmierdzi? To jest ciekawość. Musimy pamiętać, że czytanie kształci i formuje myślenie u człowieka, a więc uczy - a dziecko jeśli będzie czytać, jest szansa, że będzie osiągać coraz wyższy poziom rozwoju. Dziecku trzeba dać książkę atrakcyjną - taką, która będzie go zachęcała do czytania. Jeżeli do mnie zaufanie miała Dorota Trzcinka, potem Kama Hawryszków i całe Wydawnictwo, miałem współpracować z Marysią i Marcinem, to mieliśmy taki cel: napiszmy książkę edukacyjną, na odpowiednim poziomie, dla mamy i taty, którzy będą czytać tę książkę dziecku, a pewnie sami się czegoś dowiedzą przy okazji. A jednocześnie, żeby było to odpowiednie dla dziecka starszego - żeby to nie było infantylne. Myślę, że udało się stworzyć coś fajnego, co pasuje do tej serii i będzie jej przynosić nobilitację - uważam, że taka forma podawania wiedzy dla dziecka jest absolutnie fantastyczna i ja jestem zakochany w Alicji - a powinienem powiedzieć, że jestem zakochany w Marysi i w całej redakcji, bo naprawdę poznałem tam fantastycznych ludzi, którzy się opiekowali tam mną jako autorem. 

 

 

  • Dla tych, którzy nadal uważają, że najbardziej fascynujący jest ludzki mózg, warto nadmienić, że w jelitach również mamy rodzaj mózgu… Wyjaśni Pan?

 

Przewód pokarmowy pracuje dla całego organizmu. Proste analogie: głodny - to zły i to wcale nie tylko Polak, każdy kto głodny jest wkurzony, a jak się naje jest spokojny, chętnie sobie usiądzie, będzie kontemplował wzrost trawy w ogrodzie, płynięcie chmur na niebie, bo ma chwilę czasu, a przewód pokarmowy jest przekrwiony w tym czasie, inne narządy muszą trochę odpocząć. Dlatego po obfitym posiłku raczej niewskazany jest wysiłek, tylko chwila trochę mniejszej aktywności. Wreszcie boli brzuch - boli cały człowiek, a także przecież znamy również powiedzenie - przez żołądek do serca. Impulsacja z brzucha jest dużo większa do mózgu, niż z mózgu do brzucha. Przewód pokarmowy ma zresztą pewną autonomię, że sam sobie wyznacza rytm. W związku z czym, mamy i mózg obwodowy i ten mózg centralny - między nimi jest stała współpraca. My często zapominamy o tym, że ten układ pokarmowy jest tak zwanym, życiowo ważnym układem - przewód pokarmowy jak odmówi zdolności do trawienia, do wchłaniania, odmówi zdolności do przesuwania, zgodnie z falą perystaltyczną treści jelitowej, to my umrzemy, ale nie od razu, umrzemy najgorszą śmiercią jaka jest, bo śmiercią głodową. W związku z tym, jeśli pytamy, które układy są życiowo ważne, to absolutnie przewód pokarmowy, który zarówno dla serca, dla płuc jak i dla mózgu staje się kluczowym elementem, którego wypadnięcie funkcji spowoduje śmierć wszystkich układów, tylko rozłożoną i odsuniętą w czasie. Wystarczy nie jeść - zaczniemy się pocić, zrobimy się bladzi, nasze mięśnie zaczną drzeć, a potem zmniejszy się nasza wrażliwość na bodźce, zmniejszy się reagowanie na to, co nas otacza i zapadniemy w śpiączkę, a potem w drgawki na skutek niedoboru glukozy, która odżywia centralny system nerwowy i mózg, a jeśli jej nie ma z pokarmu, no to Stwórca i ewolucja nas tak stworzyła, że rozłożymy swoje mięśnie, żeby dostarczyć aminokwasów, z nich zrobić glukozę i odżywić mózg. To taki mechanizm ratujący. Jeśli mózg przeżyje, to wtedy przewód pokarmowy też podejmie funkcje. 

 

 

  • To fascynujące! 

 

Tak, bo człowiek cały jest fascynujący i nie widzę powodu dla którego mielibyśmy o tym nie rozmawiać - książka ma nam w tym pomóc i rozumienie człowieka ma nam pomóc, dlatego znowu odwołuje się do medycyny humanistycznej czyli widzenia człowieka całościowo. Dlatego Mikołaj Spodaryk będzie trochę się kojarzył w książce ze Świętym Mikołajem, bo ma brodę i to do tego siwą, a jednocześnie będzie rozmawiał z dziećmi - bo to jest taki sam partner, jak dorosły, a powiem, że czasem nawet jeszcze bardziej fascynujący. 

 

  • W książce przechodzimy przez wszystkie odcinki układu pokarmowego - który jest Pana ulubionym? 

 

Fascynuje mnie on cały. Zawodowo zajmowałem się całym człowiekiem, ze szczególnym skupieniem na przewodzie pokarmowym. Od 35 lat zajmuje się pacjentami którzy nie mają przewodu pokarmowego, nie mają jelit, albo mają niewydolny przewód pokarmowy. Oczywiście, można się zastanawiać - czy to jest gastrologia? Leczyć kogoś, kto nie ma kiszek, kogo funkcja układu pokarmowego jest całkowicie niewydolna, zajmować się w takim wypadku żywieniem - może się to wydawać zupełną abstrakcją. Na szczęście my poznaliśmy sposób leczenia wtedy, kiedy układ pokarmowy nie działa. Moi pacjenci funkcjonują na zasadzie oszustwa natury i oszukiwania niewydolnego układu pokarmowego - dostają wszystkie składniki odżywcze dożylnie lub mają tak zwane żywienie troficzne, czyli jedzą niewielkie ilości. W związku z tym fascynuje mnie cały przewód pokarmowy, ale też jego brak. Brak jego funkcji i co można zrobić z tym uszkodzonym przewodem pokarmowym żeby zapewnić funkcje całego organizmu, a więc zastąpić jedzenie również taką zupą, którą podajemy dożylnie albo wykorzystać śladowe zdolności układu pokarmowego, żeby jednak odżywić. Musimy pamiętać, że jedzenie posiłków to także akt społeczny, nie tylko osobniczy - służący relacjom, dlatego moi pacjenci, pomimo niewydolnego układu pokarmowego - jedzą, znają smak - ale nic z tego jedzenia nie uzyskują, to jest zupełnie inna jakość. Jak Pani widzi, to wszystko jest bardzo ciekawe, dlatego nie mam ulubionego miejsca, fascynuje mnie cały układ, tak jak i cały człowiek - bo człowiek w ogóle jest fantastyczny. 

 

  • Czy oprócz układu pokarmowego, mógłby Pan wskazać kolejny obszar ludzkiego ciała, który warto byłoby poruszyć wraz z Alicją?

 

Patrząc na czas, który jest - myślę, że Alicja powinna teraz dać odetchnąć człowiekowi jako obiektowi badań, chociaz to Marysia jest mamą Alicji i na pewno skieruje ją tam, gdzie trzeba. Jeśli jednak pyta mnie pani o zdanie, to myślę, że Alicja powinna porozmawiać o prawie: o tym, czym jest prawo i jak je należy traktować. Dlaczego to prawo czasem jest bardzo twarde, a czasem bardzo liberalne, na co powinniśmy przymknąć oko i złagodzić sankcje, a gdzie powinniśmy być bardzo surowi, bo czas pokazuje czym jest prawo dla człowieka, czym jest obowiązek zastosowania się do pewnych reguł, ale nie tylko tych ujętych w paragrafy, ale do reguł życia. Jeżeli wrócimy z tym i będziemy się tym zajmować, to nieodłącznie będziemy mówić o tolerancji, a tolerancja wobec drugiego człowieka, a przede wszystkim też miłość do zwierząt, to jest moja obsesja. Ja jestem obsesyjnie wyczulony na zło czynione drugiemu człowiekowi, a także zło czynione zwierzęciu. Myślę, że człowieka trzeba uczyć człowieczeństwa we wszystkich wymiarach . Prawo to wstęp do regulowania norm funkcjonowania i myśle, że nawet miałbym kogoś, kogo mogłaby spotkać Alicja ale o tym będzie już decydowała jej mama.

 

  • Mam nadzieję, że usłyszymy za jakiś czas o nowych przygodach Alicji. Serdecznie dziękuję za rozmowę Panie Profesorze - za Pana wiedzę, ale też za niezwykłą wrażliwość, którą chciał się Pan z nami podzielić.

 

Ja również dziękuję za miłą rozmowę.

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły książkowe

Warto zobaczyć