Warszawa

Czytanki

Polecane Książki - fragmenty

Dzieci z Bullerbyn - Astrid Lindgren

"Anna i ja załatwiamy sprawunki"

Sklep, w którym kupujemy cukier, kawę i takie różne inne rzeczy, znajduje się w Wielkiej Wsi, tuż koło szkoły. Gdy mamusia potrzebuje czegoś ze sklepu, to przeważnie ja kupuję to w drodze powrotnej ze szkoły.

Pewnego dnia, w czasie ferii wielkanocnych, mama potrzebowała paru rzeczy i powiedziała do mnie:

- Nic na to nie poradzę, Liso, musisz pobiec do sklepu!

Pogoda była taka śliczna, że uważałam, że pójść załatwić sprawunki to jest tylko przyjemność. Powiedziałam więc:

- Dobrze, mamusiu. A co mam kupić?

Mamusia poradziła, że najlepiej będzie, jak sobie wszystko zapiszemy. Nie mogłyśmy jednak znaleźć ołówka, więc powiedziałam:

- Ech, i tak wszystko dobrze zapamiętam!

Więc mamusia zaczęła wyliczać wszystko, co miałam kupić: dwadzieścia deka drożdży, kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej, paczkę imbiru, paczkę igieł, puszkę śledzi, dziesięć deka słodkich migdałów i butelkę octu.

- Tak, tak, tak, zapamiętam wszystko! - powiedziałam.

W tej samej chwili wbiegła do naszej kuchni Anna i spytała, czy nie zechciałabym pójść z nią do sklepu po sprawunki.

- Cha, cha - zaśmiałam się - właśnie miałam iść spytać ciebie o to samo!

Anna miała na głowie swoją nową czerwoną czapeczkę i koszyk w ręce. Włożyłam więc moją zieloną czapeczkę i też wzięłam koszyk w rękę. Anna miała kupić szare mydło i paczkę sucharów żytnich, i pół kilograma kawy, i kilogram cukru w kostkach, i metr gumki. Miała również kupić kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej, zupełnie tak samo jak ja. I Anna też nie zapisała sobie, co ma kupić.

Przed wyjściem pobiegłyśmy jeszcze na górę do dziadziusia, żeby go spytać, czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu, a dziadziuś poprosił, żebyśmy mu kupiły trochę ślazowych cukierków i buteleczkę spirytusu kamforowego.

Gdy już stałyśmy przed furtką, by wyruszyć w drogę, mamusia Ollego wybiegła przed drzwi ich sieni.

- Czy idziecie do sklepu?! - zawołała.

- Tak - odpowiedziałyśmy.

- O moje kochane, czy nie zechciałybyście kupić dla mnie paru rzeczy? - zapytała nas.

Odpowiedziałyśmy, że bardzo chętnie to zrobimy. Chciała, żebyśmy dla niej kupiły szpulkę białych nici numer czterdziesty i słoik cukru waniliowego.

- Czekajcie, czekajcie, czego to ja jeszcze chciałam - powiedziała i zamyśliła się.

- Może kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej? - zaproponowałam.

- Tak, tak, właśnie kiełbasy - powiedziała mama Ollego. - Jak mogłaś się domyślić?

Wyruszyłyśmy więc z Anną, lecz byłyśmy trochę niespokojne, że nie zapamiętamy wszystkiego. Najpierw wyliczałyśmy wszystko jedna drugiej, lecz potem nam się to znudziło. Szłyśmy pod rękę i wymachiwałyśmy koszykami, a słońce świeciło i piękny zapach unosił się z drzew. Wyśpiewywałyśmy tak głośno, jak tylko się dało:

"Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej". Brzmiało to doprawdy ładnie. Śpiewałyśmy tak: najpierw ja "Kawałek kiełbasy" na powolną i ładną melodię, a potem Anna wchodziła ze swoim "dobrze obsuszonej, dobrze obsuszonej" na skoczną i wesołą melodię. Czasami śpiewałyśmy na melodię, która jest dobra do marszu. W końcu jednak zdecydowałyśmy się na jedną, która była bardzo smutna, ale prześliczna od początku do końca. Była ona tak smutna, że aż chciało się chwilami płakać.

- Och, jak smutno zrobiło się przez tę kiełbasę - powiedziała Anna, gdy w końcu przyszłyśmy do sklepu.

W sklepie było dużo ludzi, więc musiałyśmy długo czekać, aż przyszła nasza kolej. Właściwie czekałyśmy jeszcze dłużej, bo dorośli ludzie myślą widocznie, że dzieci mogą czekać bez końca w sklepach. Zawsze pchają się pierwsi. W końcu sam wujek Emil, właściciel sklepu, wszedł

i zaczął nas pytać, co słychać w Bullerbyn i czy jadłyśmy dużo jajek na Wielkanoc, i czy nie mamy zamiaru wkrótce wyjść za mąż.

- Wcale nie mamy zamiaru - odpowiedziałyśmy.

- A czego łaskawe panie sobie życzą? - spytał wujek Emil. Zawsze mówi tak dziwacznie, lecz mimo to lubię go bardzo. Nosi ołówek za uchem i ma małe, rude wąsiki. Częstuje nas zawsze kwaskowatymi cukierkami, które ma w dużym słoiku.

Najpierw Anna wyliczyła, co miała kupić dla swojej mamy i dla dziadziusia. Wujek Emil ważył i pakował po kolei wszystko, co Anna wyliczała.

Potem przyszła moja kolej na wyliczanie wszystkiego, co miałam kupić dla mamy i mamy Ollego. Zarówno Anna, jak i ja zastanawiałyśmy się długo, żeby niczego nie zapomnieć.

Potem wujek Emil poczęstował nas cukierkami i poszłyśmy.

Zaraz za szkołą spotkałyśmy chłopca, którego znamy. Zauważył, że mamy nowe czapeczki.

Gdy już zrobiłyśmy ładny kawałek drogi i doszłyśmy do rozdroża, skąd droga skręca do Bullerbyn, spytałam:

- Anno, czy nie przypominasz sobie, czy ja kupiłam drożdże?

Anna jednak wcale nie mogła sobie tego przypomnieć. Zaczęłyśmy więc dotykać wszystkich paczek w moim koszyczku, lecz nie było tam żadnej takiej, w której mogłyby być drożdże. Musiałyśmy wrócić do sklepu.

Wujek Emil śmiał się z nas i dał nam drożdży, i jeszcze raz poczęstował nas kwaskowatymi cukierkami. Potem poszłyśmy z powrotem.

Gdy znów stanęłyśmy na rozdrożu, Anna krzyknęła nagle:

- A spirytus kamforowy dla dziadziusia?

- Coś podobnego! - zawołałam.

Zmuszone byłyśmy wrócić do sklepu, bo nie było innej rady. Oj, jak wujek Emil śmiał się z nas! Dał nam spirytusu kamforowego i po parę cukierków.

Gdy następnym razem dochodziłyśmy do rozdroża, Anna miała tak przestraszoną minę, że aż mi się jej żal zrobiło.

- Liso - powiedziała - jestem pewna, że nie kupiłam cukru.

- Anno - odparłam - tylko mi nie mów, że nie kupiłaś cukru. Przecież z całą pewnością musiałaś kupić cukier.

Zaczęłyśmy macać i dusić paczki w koszyku Anny, ale nie było tam nic, co by w najmniejszym choć stopniu przypominało cukier.

Wujek Emil omal nie przewrócił się za ladą, gdy znów nas zobaczył. Dał nam jednak cukru. I dołożył jeszcze trochę kwaskowatych cukierków.

- Najlepiej będzie, jeśli wyjmę nowy słoik cukierków na zapas - powiedział - bo zdaje mi się, że ten wyjdzie cały.

- Nie, już teraz nie wrócimy - powiedziała Anna.

Zanim jednak doszłyśmy do rozstajnych dróg, zaproponowałam:

- Anno, przebiegnijmy przez rozstaje. To jedyny sposób. W przeciwnym razie przypomnimy sobie jeszcze więcej rzeczy, o których zapomniałyśmy.

I przebiegłyśmy pędem przez rozstaje.

- Dobrze poszło! - ucieszyła się Anna.

Nareszcie naprawdę szłyśmy do domu. Ach, jaki to był piękny dzień, jeden

z pierwszych ciepłych dni. Szłyśmy pod rękę i machałyśmy koszykami. Ale nie za mocno, żeby paczki nie powypadały.

Słońce świeciło, a w lesie tak pięknie pachniało!

- Wiesz, pośpiewajmy znowu trochę! - powiedziała Anna.

Zaczęłyśmy śpiewać znowu "Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej", a brzmiało to równie ładnie jak przedtem. Anna powiedziała, że mogłybyśmy to śpiewać w szkole, a nawet na egzaminie. Śpiewałyśmy i śpiewały, i śpiewały przez całą drogę wśród wzgórz aż do Bullerbyn.

I nagle - właśnie gdy ryknęłam "Kawałek kiełbasy" szczególnie ładnie, Anna szarpnęła mnie za ramię z zupełnie dziką miną.

- Liso, przecież my nie kupiłyśmy kiełbasy - stwierdziła.

Usiadłyśmy na skraju drogi i nie mówiłyśmy nic przez długą chwilę. Potem Anna powiedziała, że chciałaby, żeby nigdy nikt nie wpadł na pomysł robienia kiełbasy dobrze obsuszonej.

- Dlaczego ludzie nie mogą jeść zwyczajnej kiełbasy? - dziwiła się.

- Nie powinnyśmy były przebiegać przez rozstaje - zauważyłam.

Zmuszone byłyśmy pójść z powrotem, tak, na to nie było żadnej rady. Uf, jakie to było nudne!

Nie śpiewałyśmy już. Anna powiedziała, że ta piosenka o kiełbasie wcale nie pasuje do śpiewania na egzaminie.

- Ani na egzaminie, ani nigdy więcej! - potwierdziłam. - Całkiem głupia piosenka!

Gdy wujek Emil nas zobaczył, złapał się za głowę i pobiegł po nowy słoik cukierków. Ale powiedziałyśmy "nie, dziękuję" i że nie możemy jeść ich więcej.

- Ach tak, więc czego chcecie? - zapytał wujek Emil.

- Trzy kawałki kiełbasy dobrze obsuszonej - odpowiedziałyśmy.

- Jeżeli w ogóle taka kiełbasa może być dobra - mruknęła Anna.

Powlokłyśmy się znów do domu. Gdy doszłyśmy do rozdroża, Anna obejrzała się i powiedziała:

- Spójrz! To Jan z Młyna jedzie, to przecież jego stara, brzydka, płowa klacz!

Jan mieszka w młynie, który położony jest kawałek drogi za Bullerbyn.

- Czy mogłybyśmy się zabrać? - spytałyśmy, gdy nas mijał.

- Pewnie, że możecie - powiedział Jan.

Wskoczyłyśmy na wóz i dojechałyśmy aż do Bullerbyn. Zaczęłam już śpiewać "Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej", lecz Anna przerwała mi:

- Jeśli nie przestaniesz, to zepchnę cię z wozu! Mam dosyć tej piosenki!

Gdy weszłam do kuchni, mama powiedziała:

- Coś okropnego, jak długo cię nie było!

- Nic dziwnego - odpowiedziałyśmy - musiałyśmy przecież kupić tej kiełbasy!

Lecz gdy mama wyjęła wszystkie paczki z koszyka, powiedziała:

- Ale z ciebie zuch, niczego nie zapomniałaś!

Więcej w dziale: Polecane Książki - fragmenty:

Dzieci z Bullerbyn - Astrid Lindgren

Polecane Książki - fragmenty

"Anna i ja załatwiamy sprawunki" Sklep, w którym kupujemy cukier, kawę i takie różne inne rzeczy, znajduje się w Wielkiej Wsi, tuż koło szkoły. Gdy mamusia potrzebuje czegoś ze sklepu, to...

Klasa Pana Czajki - Małgorzata Karolina Piekarska

Polecane Książki - fragmenty

"Znowu mama i znowu tata" To był kolejny dzień, kiedy Czarny Michał nie przyszedł do szkoły. Niby przedwiośnie, ale gdyby był przeziębiony, Kinga na pewno coś by wiedziała. Jednak nikt z...

Przejście cz. II Morfoza kontra Zenda - fragmenty książki!

Polecane Książki - fragmenty

Za czarną rzeką znajdował się jeszcze tylko wąski pas gęsto rosnących drzew, a zaraz za nim przerzedzało się do tego stopnia, że już z daleka można było dostrzec, gdzie znajduje się przejście...

Przeczytaj również

Warto zobaczyć