Warszawa

Czytanki

Polecane Książki - fragmenty

Przejście cz. II Morfoza kontra Zenda - fragmenty książki!

Za czarną rzeką znajdował się jeszcze tylko wąski pas gęsto rosnących drzew, a zaraz za nim przerzedzało się do tego stopnia, że już z daleka można było dostrzec, gdzie znajduje się przejście pomiędzy bagnami. Tam właśnie rozgrywała się teraz dziwna scena. W cieniu jedynego w tym miejscu, potężnego krzewu stał wielki pająk, a naprzeciwko niego, w pewnej odległości stała grupka ludzi próbujących do niego podejść. Jednak za każdym razem byli skutecznie odstraszani agresją pająka.
Pierwsza zatrzymała się Morfoza.
- Spójrzcie, jak zachowuje się Klara. Wygląda na to, że nie pozwala zbliżyć się do siebie. Olmenie, czy stąd można inną drogą przedostać się do Klemensora?
-Można okrążyć bagna, ale to daleka droga.
-Komuś bardzo zależy na tym, żeby nas zatrzymać, a my wiemy, kim jest ten ktoś. - Morfoza dotknęła dłońmi swych skroni, następnie złożyła je i otwierając, dmuchnęła w nie. Ku zaskoczeniu wszystkich, wyleciał z nich motyl, choć wcześniej nikt go nie widział. Był przezroczysty i tak jak w przypadku Higrona, widać go było dzięki mieniącym się drobinkom. Poleciał prosto do grupki stojących naprzeciwko rozjuszonego, lecz mocno chwiejąceo się pająka. Nikt z nich nie zwrócił uwagi na motyla, który, usiadł na głowie Marcina i znikł. Chłopiec odwrócił się i spojrzał w stronę Morfozy, a ona cicho odezwała się: - Wytłumacz mi, co się stalo. Nie musisz używać głosu, będę słyszała twoje myśli.- Skinęła do niego głową, dając znak, że już jest gotowa.
Teraz stojący obok Morfozy ze zdziwieniem słuchali, jak mówi głosem Marcina: - Po przejściu przez rzekę Klara, zamiast kierować się w stronę przejścia pośród bagien, pobiegła lasem i nie reagowała na cokolwiek, co się do niej mówiło. Gdyśmy z Piotrkiem znaleźli dziewczyny, szła bardzo wolno, a zaraz potem upadła. Wtedy, gdy była bez obciążenia, jako tako ją doprowadziliśmy, prawie niosąc na plecach, do miejsca, gdzie stoicie. Tam rzuciła się na pegaza, stratowała go i z jakąś dzikością, doskakała w to miejsce, gdzie się właśnie znajdujemy. Teraz ani sama nie chce się ruszyć, ani nam nie pozwalała przejść. A Zefir po tym jakby nagle zwariował i uciekł gdzieś, pewno jest w szoku. Nie wiem, czy go znajdziemy. Co mamy robić? Boimy się ruszyć w którąkolwiek stronę.
- Zaraz coś się wydarzy - odpowiedziała Moroza - Macie się wtedy położyć i leżeć bez ruchu. To ja wykonam ruch.
Marcin skłonił głowę na znak, że zrozumiał.
- Powiedz, co zamierzasz, bo Bursztyn jest bardzo zaniepokojony.- Angus zwrócił się do Morfozy.
- Coś lub ktoś zapanował nad pajęczycą. Z tego, co widzę, wygląda na to, że kieruje nią od środka, czyli tkwi w niej. Żeby można było coś z tym zrobić, nie „uszkadzając” Klary, muszę zachować się dokładnie tak samo, jak jej „dziki” lokator. Nie będzie miała po tym dobrego samopoczucia, ale inaczej nie pozbędzie się intruza, a tego przecież nie chcemy, prawda?
- Bursztyn pyta, czy będzie ją to bolało.
- Nie, ale też nie będzie przyjemne, może nawet stracić przytomność.
- A co, jeśli ci się nie uda?- spytał Ayron.
- Nie mam pojęcia, ale myślę, że zaopiekujecie się moim kotkiem?- odpowiedziała trochę przekornie.
- No no! Bez takich tych! Uda ci się i już!- Grunot odezwał się grożąc palcem.
- Masz rację - uśmiechnęła się, a gdy była już gotowa do akcji, powiedziała: - Pomóżcie mi, trzeba ją na moment czymś zająć. Klara przez chwilę musi stać całkiem bez ruchu.
- Sie robi.- Grunot szepnął coś do Bursztyna, wsiadł pospiesznie na niego i obaj wypadli spomiędzy drzew. Żeby było bardziej interesująco, Grunot darł się, jakby go ktoś ze skóry obdzierał. Do tego jeszcze machał rękoma, a wózek z Higronem podskakiwał za nimi na nierównościach turkocząc z hałasem.
Nie tylko Klara, ale i wszyscy stojący w pobliżu znieruchomieli na kilka chwil zaskoczeni nagłym hałasem. Na to czekała Morfoza. Natychmiast skuliła się, jej postać rozbłysła, przygasła, zmniejszyła się, uniosła się ponad drzewa w iście błyskawicznym tempie i jak wystrzelona i doskonale wymierzona strzała, ze świstem pomknęła w kierunku Klary. Trafiona pomiędzy oczy pajęczyca zastygła w bezruchu, lecz ciągle trzymała się na nogach. Uprzedzeni przez Marcina, położyli się na ziemi i obserwowali, co dalej się wydarzy. Przez chwilę nic się nie działo, po czym Klara, jakby rozwścieczona zuchwałością kolejnego intruza, otworzyła paszczę i ruszyła w stronę leżących. Teraz wszyscy myśleli tylko o tym, co będzie, jeśli się rzuci na któregoś z nich, sądząc, że to zdobycz. Jednak nie zdąrzyła dojść do leżących, w połowie odległości zatrzymała się, cofnęła, zachwiała się i stoczyła z wąskiego przejścia prosto do bagna. Nikt nie odważył się podążyć jej na ratunek. Uczepiona brzegu dwoma nogami, wciąż się ześlizgując, próbowała wydostać się z bulgoczącej mazi. Grunot, widząc to, zeskoczył z Bursztyna i na ile pozwalała mu tusza szybko dobiegł do Klary. Widać wzięła go za atakującego wroga i próbowała rzucić się na niego.Ale jej pozostałe odnóża tylko zsuwały się po śliskiej trawie, nie znajdując żadnego podparcia. Gdy Grunot zawrócił, rozkładając ręce w geście bezradności, Marcin usłyszał głos Morfozy: „Lusterko! Skieruj na Klarę promień słońca! Szybko!”
Marcin zerwał się jak oparzony i z rozpędu, zamiast lusterka, wyczarował lustro swojego wzrostu. Natychmiast puścił „zajączka”, a raczej dużego „zająca”, na pozostającą wciąż w cieniu pajęczycę. Klara zapiszczała a jej rozbiegane oczy nadały jej pyskowi wyraz szaleństwa. – Jednak choć widok był straszny, Marcin nie pozwolił jej uwolnić się od skierowanego na nią światła słonecznego. Jeszcze kilka chwil i ruchy Klary stały się powolne, aż w końcu jej ciało zwiotczało i nieprzytomna opadła na brzeg, zjeżdżając bezwładnie do bagna. Marcin teraz puścił lustro i podbiegł do pajęczycy, aby ją ratować, zaraz po nim doskoczył Grunot. W ostatniej chwili złapali ją za jedną nogę i mocno przytrzymali. Asia, Karina i Iwiona także pośpieszyły z pomocą. Udało im się powstrzymać zsuwanie, ale nie mieli dość sił, aby ją wyciągnąć na brzeg.
Bursztyn natychmiast zjawił się obok, ale, że nic nie mógł zrobić, stał tylko, tupał nogami i popiskiwał całkiem nie po pajęczemu. Zaraz za nim podbiegł Modrynek. Angus zeskoczył jeszcze w biegu i oceniwszy wprawnym okiem sytuację powiedział:
-W ten sposób jej nie wyciągniemy, ktoś musiałby ją podsadzić. To grząski teren i żadne z nas o własnych siłach nie wydostanie się już z powrotem, jeśli wejdzie do tego bagna.
Zanim skończył mówić, ziemia lekko zadrżała z głuchym pomrukiem, lecz po chwili wszystko ucichło. Popatrzyli w stronę gór, ale w ich wyglądzie nic się nie zmieniło. Za moment sytuacja znów się powtórzyła, lecz tym razem drżenie odczuli tuż pod swoimi stopami. Spojrzeli po sobie, jakby w głowach mieli jedno pytanie: Wiejemy, czy zostajemy? Ale żadne z nich nie zdążyło wykonać jakiegokolwiek ruchu, gdy coś od spodu zaczęło wynosić Klarę na powierzchnię bagna. Po chwili ujrzeli wyłaniający się z mokradła ogromny głaz, na którym leżała pajęczyca. Puścili jej nogę i odsunęli się na bezpieczną odległość na wypadek, gdyby to miał być kolejny potwór. Jednak w gdy tylko powierzchnia głazu zrównała się przejściem, wszystko ustało. Klara nadal leżała nieprzytomna, ale już nie w bagnie.
Pierwszy podszedł Angus, sprawdzając, czy są jakieś oznaki życia, i oznajmił: - Żyje, tylko nie wiadomo, co z Morfozą. Nie potrafię powiedzieć, czy można ją stamtąd wyciągnąć ani jak to zrobić.
Z pełną ostrożnością, powoli zaczęli podchodzić do głazu, ale zanim którekolwiek zbliżyło się na parę kroków, Klara zaczęła świecić. Początkowo na różowo, a po chwili czerwonym światłem. Poruszyła się jedna noga, druga, chwila bezruchu, aż w pewnym momencie, jak gdyby nic się wcześniej nie stało, pajęczyca stanęła na nogach. Jej oczy mimo to pozostały zamknięte. Chwilę stała nieruchomo, świecąć jak żarzący się węgielek. Nagle dało się słyszeć odgłos pękającego balonu i z ciała Klary na wszystkie strony wystrzeliły mieniące się drobinki. Nie opadły jednak na ziemię, lecz uniosły się ponad nią i utworzyły ludzką postać. Światło znikło, zaś postać przesunęła się w powietrzu i wylądowała obok stojącej Asi.
- To Morfoza!- zdziwiona Asia już chciała dotknąć ją ręką, lecz postać opadła na trawę i póki nie przyjęła na powrót własnego wyglądu, pozostawała jak we śnie. Dłuższą chwilę leżała bez ruchu, aż wreszcie, co prawda powoli, ale równocześnie z Klarą wróciła do pełnej sprawności. koniec


„Sałatka” bardzo szybko znikła ze stołu i przyszła kolej na „pięć minut” Piotra. Położył na stole list, a klucz trzymał w ręku.
- Kiedy otrzymałeś ten list, Piotrze?- spytał Klemensor.
- Wczoraj.
- Zatem masz dwa dni na wypełnienie misji. Dostaniesz ode mnie mapę, która zaprowadzi cię do Orpagona. Wiesz oczywiście, że tylko ty możesz z niej korzystać, w innym wypadku po prostu zniknie. Mam tu jeszcze...- Popatrzył przez okno czymś zaniepokojony i dalej mówił ściszając głos - coś, co uchroni was przed kolejnymi, bezpośrednimi atakami Zendy i nie tylko. Maldryn to kamień, w którym tkwi potęga, lecz będziesz go musiał trzymać w ukryciu.- przerwał spoglądając w okno. W chwilę potem szybko wyciągnął rękę do Piotra i powiedział szeptem:
- Załóż to natychmiast i schowaj.
Piotr wykonał polecenie i łańcuszek z kamieniem błyskawicznie umieścił na szyi ukrywając pod szatą.
-To was uchroni przed Muszlą - powiedział Klemensor tajemniczo.
-Że... przed czym?- spytał Piotr.
-Muszla to najbardziej perfidny podstęp Zendy - zaczął Klemensom. -Właściwe wejście do „królestwa” tej jędzy jest strzeżone przez potwora, którego otwartą paszczę trudno odróżnić od zwykłego wejścia do górskiej jaskini. Gdybyście nie mieli Maldrynu mogłoby się zdarzyć, że trafilibyście prosto do paszczy Muszli.
- W jaki sposób miałby uratować nas ten kamień?- spytała Karina.
- Maldryn, tak jak dwa inne magiczne kamienie, pochodzi z tego samego miejsca, co i Muszla, lecz każde zbliżenie go do potwora wywołuje u niego dziwną reakcję. Tworzą się na powierzchni Muszli bąble, które tak jak szybko się pojawiają, tak szybko pękają. Kordiona, Burana czy Maldryna nie pozwoliłaby wnieść do paszczy. Po prostu zamknęłaby ją przed nimi.
- A gdzie są dwa pozostałe kamienie?- spytała Karina.
- W moim posiadaniu był Maldryn, Zenda ma Kordiona, a Buran jest w Zakazanej Grocie Pagrusa, ale to was nie dotyczy.
- Dotyczy i to jak najbardziej. Powiedz, czy Buran mógłby nam w jakiś sposób pomóc zwyciężyć Zendę?- spytał Piotr.
- No cóż, gdybyś miał dwa kamienie, mógłbyś do nich przyciągnąć trzeci. Wystarczyłoby znaleźć się w odpowiedniej odległości. Jeśli udałoby się wam pozbawić Zendę Kordiona, nie mogłaby walczyć. On w tej chwili utrzymuje ją w odpowiedniej formie. Spróbujcie sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby wszystkie trzy kamienie znalazły się w jej posiadaniu!
- Nie bardzo możemy, bo nie wiemy co potrafi jeden - odpowiedział Ayron.
- Maldryn pomaga wyjść z każdej opresji, Kordion daje niespożyte siły, Buran zamienia wszystko we wszystko i w niepowołanych rękach jest straszliwą bronią. Wszystkie trzy kamienie, połączone w jedną całość to potęga, dzięki której można zapanować nad wszystkim i wszystkimi. Z tego powodu dawno temu zostały rozdzielone. Jeszcze do niedawna trwał czar, który uniemożliwiał zbliżenie się jednego do drugiego. Zenda to zmieniła. Gdyby wszystkie trzy kamienie znalazły się w jej posiadaniu, stałaby się pierwszą czarownicą, a wiecie chyba, co to znaczy ...
- Owszem wiemy co to znaczy.- przyznał Piotr
Klemensor pokiwał głową ze zrozumieniem, -Dobrze, bardzo dobrze.- Podszedł do niedużej komódki, wysunął szufladę i wydobył z niej szklaną kostkę.
-Rozbij ją - powiedział podając Piotrowi. - W środku znajduje się mapa.
Piotr wziął kostkę z rąk Klemensora i uderzył nią o podłogę. Szkło rozbiło się w drobny mak i znikło. Na podłodze zaś leżało coś co przypominało złożoną, foliowa torebkę. Schylił się, biorąc do rąk zawiniątko, rozłożył je i spojrzał zdziwiony na Marcina. W ręku trzymał opaskę z przezroczystej tkaniny.
-Załóż to na głowę, tak, żeby opaska znajdowała się dokładnie na czole. Za każdym razem, gdy będziesz chciał skorzystać z mapy, zsuń ją na oczy i spójrz w wybranym kierunku. Potem z powrotem przesuń na czoło, ale nie wolno ci jej zdejmować. Zrobisz to dopiero u mnie, po skończonej misji. A teraz załóż ją.
Piotr dokładnie obejrzał opaskę, szukając „przodu” lub „tyłu”, ale była jednolita bez żadnych łączeń, szwów czy szczegółów. Założył ją więc na głowę tak jak trzymał i spojrzał się na Marcina.- No jak, do twarzy mi?- Ale nie zdążył otrzymać odpowiedzi, bo Klemensor sypnął szary proszek na jego głowę.
- Nie ma jej, znikła - teraz dopiero odezwał się Marcin.
- Jest, jest - uśmiechnął się starzec. -Znikła tylko dla oczu, a to ze względów bezpieczeństwa. Nie wszyscy będą wam sprzyjać, a trudno od razu się zorientować, kto życzy dobrze, a kto źle.
Piotr dotknął ręką miejsca, gdzie powinna się znajdować opaska. - Rzeczywiście, jest, wyczuwam ją palcami.
- I tak ma być - powiedział Klemensor. Znów spojrzał się z niepokojem w okno.- Zdaje się, że ktoś chciałby usłyszeć, o czym mówimy. Jedna rada, nie rozmawiajcie głośno, dokąd zmierzacie, i nie pokazujcie kierunku. Niech Piotr po prostu prowadzi. To wszystko, co miałeś ode mnie otrzymać. A teraz przygotujemy suchy prowiant.
Klemensor z Angusem i Grunotem zapełnili ustalonymi produktami wielką wiklinową torbę.
- Po co to wszystko? - zaprotestował Piotr - Przecież przez trzy dni Ayron może nam stawiać jedzonko, tak długo jeszcze będzie mógł czarować po wyjściu z zasięgu. Po co nam jakieś sucharki?.
- To nie sucharki, to produkty, których nie można zatruć, a tym bardziej nie poddadzą się żadnym czarom. Tam nie możecie jeść byle czego. Na pewno nie będą tak smakowały, jak potrawy wymyślone przez was, ale za to będziecie mogli spożywać je bez obaw.
- Piotrek, ty przestań myśleć tylko o żołądku. Jak tu wrócimy, obiecuję, że wyczaruję ci tort twojego wzrostu - powiedział Marcin.
- Jeszcze raz będziesz mi dogadywał przy Asi, a zobaczysz że się odegram - Marcin usłyszał syknięcie tuż za swoim uchem, a jego noga w kostce została dotkliwie „uprzedzona” o prawdziwości ostrzeżeń Piotra.
- Czy macie jakieś pytania?- Klemensor rozejrzał się po twarzach. Jeśli nie, to zbierajcie się. Skoro zaszliście tak daleko, musicie dokończyć to, co zaczęliście. Powodzenia.
- Zaraz, a klucz?- spytał Marcin. - Przecież potrzebne są do niego jakieś drzwi.
- Drzwi nie musicie szukać, same się znajdą. Klucz ten otworzy każdy zamek.
- No to mamy wytrych - Piotr z ciekawością przyjrzał się złotemu cacku. –Wobec tego, wygląda na to, że już nie musisz się o nas martwić. Gadzina po prostu nie da sobie z nami rady. Koniec


Zapadał już zmrok, ale przed doskonałym wzrokiem Potraka nic nie mogło się ukryć.
- Stój!- krzyknął nagle. - Do stu Pigrondów! Skąd się to wzięło?!
- Że niby co? Co ty tu widzisz?- spytał zdziwiony Marcin.
- Na wprost nie widać, ale spójrz w bok.- Pytek wskazał miejsce, gdzie była dobrze widoczna szeroka szczelina przecinająca drogę, po której szli.- My możemy przelecieć, ale co z pająkiem i Grunotem?
- Teraz my zrobimy czary-mary - powiedział grubasek. - Marcin, wyciągaj Łatkę.
Chłopiec sięgnął do kieszeni, po czym z tajemniczą miną rzucił kawałek materiału w sam środek przepaści i... Łatka znikła w czeluści.
- Nie działa!- wystękał Marcin patrząc w miejsce, gdzie powinien pojawić się most. - Może jest już przeterminowana, nie sprawdziłem daty ważności!
- No dobra. Później porzucacie sobie nawet i kamyczkami, a teraz jazda na drugą stronę - zarządził Pytek. - My przefruniemy pierwsi, a następnie kolejno wy. Najpierw Grunot, a potem pająk ...- zamilkł na moment. -Fajnie, przecież on nie wsiądzie na pegaza!
- Nie wsiądzie, ale może zrobić nić, na której się uwiesi - wymyślił na poczekaniu grubasek.
- A więc, Zefirku, ruszajmy.- Marcin pogładził po szyi pegaza i mocno przytrzymał się grzywy, Pytek zaś oczywiście Marcinowego ucha i skrzydlaty koń przeniósł ich na drugą stronę szczeliny.
- Ona się poszerza! - wykrzyknął Marcin już z drugiej strony. – Musimy się pośpieszyć!
Grunot wziął od pająka koniec kilkumetrowej, grubej nici, która tak naprawdę wyglądała jak sznur z prawdziwego zdarzenia, i mocno przewiązał nią pegaza. Gdy Zefir wzbił się w powietrze, okazało się, że pająk jest dla niego zbyt ciężki, lecz mimo to zdecydował się nie zawracać. Z widocznym trudem machał skrzydłami.
- Urianie, pomóż im! Podciągnij do góry Zefira!- zawołał Marcin.
Jednakże zbyt nagła czy też zbyt gwałtowna okazała się pomoc, bo gdy pegaz wzleciał wyżej, nie wytrzymała pajęcza nić. Byli już prawie przy krawędzi dolatując na miejsce, gdy nagle pękła i pająk spadł w rozpadlinę.
Marcin i Grunot, stojąc nad przepaścią po obu jej stronach, znieruchomieli z przerażenia. Mimo zapadającego zmroku widoczność była jeszcze dość dobra. Grunot rozpoznał na przeciwległej ścianie kształt pająka.
-Tam jest! Wisi! Trzyma się! – krzyczał.
Marcin podszedł do samego skraju przepaści i oceniając sytuację, uznał, że zdołają uratować wisielca. Pająk rozpaczliwie przebierał nogami w powietrzu, wisząc na jednej, nie wiadomo o co zaczepionej kończynie. Chłopiec pmyślał, że tylko szybkie nadejście ratunku zdoła zapobiec tragedii.
Nagle wśród popiskiwań nieszczęsnego pająka dało się słyszeć jakiś szum. Z sekundy na sekundę stawał się coraz głośniejszy. Spojrzeli w dół, by sprawdzić, czy przypadkiem rozpadlina nie wypełnia się wodą, lecz to nie stamtąd dochodził odgłos. W tym samym momencie co Marcin, także Grunot zorientował się, że to „coś” dzieje się za jego plecami. Zdążył zobaczyć wyraz przerażenia na twarzy chłopca, odwrócił się i... Scenę, która rozegrała się na drugim brzegu, Marcin określił później jako urywek z horroru. Sunący w stronę Grunota ogromnych rozmiarów wąż miał głowę, nieprzymierzając, wielkości potencjalnej zdobyczy, która to właśnie zdążyła zemdleć. Gdy otworzył swoją gigantyczną paszczę tuż przed leżącym grubaskiem, chłopiec zasłonił oczy, aby nie widzieć straszliwego końca swojego przyjaciela. Lecz zaraz poczuł szarpanie za ucho i wrzask:
- Ty nie zakrywaj patrzałek! Zobacz! Zobacz, co on robi!
Marcin spojrzał, a zdumienie jego nie miało granic. Wąż ujął delikatnie Grunota za szatę i uniósł w górę, jakby nic nie ważył. Wysunął się poza krawędź brzegu, na którym się znajdował i przeniósł grubaska na drugą stronę. Położył go na ziemi, uważając, aby nie zrobić mu krzywdy. Pomimo znacznej szerokości rozpadliny, liczącej około dziesięciu metrów, wąż pozostawił na brzegu drugie tyle siebie, co wystawało ponad przepaścią. Podniósł się, zasyczał i zanurkował w dół, by po chwili ukazać się z pająkiem w zębach. Postawił go całego i zdrowego, choć okropnie wystraszonego, obok drżącego ze strachu Zefira. Wycofał się do połowy przepaści i... przemówił.
- Ssspójsszcie w rossspadlinę.
Gdy to zrobił, okazało się, że nie widać żadnej dziury w ziemi, a na jej miejscu leżała sobie Łatka.
-Tysssior wasss lubi. Zawszszsze pomożżże – zasyczał wąż i trzymając się w odpowiedniej odległości, pochylił łeb, jakby w geście pożegnalnym, zawrócił i zniknął w ciemnościach.
Marcin z Pytkiem na ramieniu jeszcze przez chwilę patrzył w jego stronę, po czym złapał się za czuprynę i wystękał: - O rany!- Odwrócił się i spojrzał na wciąż leżącego Grunta. - I jak ja go teraz zapakuję na pająka? A swoją drogą, ma on dzisiaj szczęście do przygód. Cała seria.- Pokręcił głową z niedowierzaniem i poszedł po Łatkę, ostrożnie sprawdzając, czy nadal jest po czym stąpać.
Gdy się z powrotem odwrócił, widok, jaki zobaczył, lekko go rozbawił. Do leżącego Grunta podszedł pająk, rozpłaszczył się na ziemi i wyprostował w jego kierunku dwie nogi robiąc coś w rodzaju podjazdu. Zefir natomiast głową wypychał grubaska na górę. Gdy Grunot znalazł się w połowie podjazdu, pająk zgiął nogi i teraz wciąż nieprzytomny grubasek zsunął się wprost na jego grzbiet, bez niczyjej pomocy.
- No i dobra. Widzę, że zgraja gotowa do drogi - odezwał się Pytek. - Brykamy, stąd, bo już ciemno, jak u Zendy w mózgownicy. - niecierpliwił się ludzik. Świecił już teraz, jak maleńka latarenka. Podobnie jak stojące w regularnych odstępach wzdłuż drogi Potraki, wskazujące kierunek jazdy. Koniec

Więcej w dziale: Polecane Książki - fragmenty:

Dzieci z Bullerbyn - Astrid Lindgren

Polecane Książki - fragmenty

"Anna i ja załatwiamy sprawunki" Sklep, w którym kupujemy cukier, kawę i takie różne inne rzeczy, znajduje się w Wielkiej Wsi, tuż koło szkoły. Gdy mamusia potrzebuje czegoś ze sklepu, to...

Klasa Pana Czajki - Małgorzata Karolina Piekarska

Polecane Książki - fragmenty

"Znowu mama i znowu tata" To był kolejny dzień, kiedy Czarny Michał nie przyszedł do szkoły. Niby przedwiośnie, ale gdyby był przeziębiony, Kinga na pewno coś by wiedziała. Jednak nikt z...

Przejście cz. II Morfoza kontra Zenda - fragmenty książki!

Polecane Książki - fragmenty

Za czarną rzeką znajdował się jeszcze tylko wąski pas gęsto rosnących drzew, a zaraz za nim przerzedzało się do tego stopnia, że już z daleka można było dostrzec, gdzie znajduje się przejście...

Przeczytaj również

Warto zobaczyć