Dietetyczka, autorka bloga Pozytywne Żywienie. Na co dzień współpracuje z dwoma stacjonarnymi przychodniami i prowadzi swoją własną poradnię on line.
Ma na swoim koncie ponad pół tysiąca pacjentów skonsultowanych w ramach akcji Stop Otyłości. Prowadząca warsztaty żywieniowe dla dzieci, redaktorka współpracująca z wieloma pismami i portalami. Prywatnie mama 3-letniego Jasia.
O tym, jak ważne są dobre nawyki żywieniowe, zwłaszcza w przypadku najmłodszych, rozmawiamy z Marią Brzegowy.
CzasDzieci: Dziś dużo mówi się o zdrowym odżywianiu, o tym jak jest ono ważne, zwłaszcza dla dzieci. Jednocześnie wciąż widzi się dzieciaki z paczkami chipsów pod pachą, puszką coli w ręce czy zestawem fast foodowym. Skąd ten rozdźwięk?
Maria Brzegowy: Myślę, że jest to związane z naszym codziennym zabieganiem i jednocześnie łatwą dostępnością takiej żywności. Zapracowany rodzic może i zdaje sobie sprawę z tego, że dzieci należy odżywiać zdrowo, ale wiąże to żywienie z długim gotowaniem, które - przykładowo – zabiera mu ten pozostały, przeznaczony dla pociechy czas. Woli z nim wyjść do restauracji, zamówić coś szybkiego na obiad i w spokoju pobyć razem. Tymczasem zdrowe odżywianie wcale nie zajmuje wiele czasu, niektóre potrawy można przyrządzić nawet i w pół godziny. Mamy dostępne mnóstwo stron i blogów z ciekawymi inspiracjami, dlatego nie mówmy, że nie mamy pomysłu na zdrowy posiłek. Pewnie, czasami po prostu się nie chce i jest to zupełnie normalne. Każdy z nas ma moment „lenia” i wtedy może faktycznie lepiej wybrać jakieś sensowne miejsce z dobrym menu niż niepotrzebnie stresować siebie i rodzinę.
foto: K.Budzyn
CzasDzieci: Tymczasem przypomnijmy, czym grozi karmienie dzieci niewartościowym, wysokokalorycznym jedzeniem? Jakie są konsekwencje tego kulinarnego pójścia na skróty?
Maria Brzegowy:To nie tylko realna wizja nadwagi i otyłości u dziecka, która przecież już sama w sobie jest chorobą, ale i konsekwencja rozwinięcia się np. cukrzycy czy miażdżycy w starszym wieku. Pamiętajmy również, że dziecko z nadwagą to dziecko z mniejszą pewnością siebie, dziecko często wytykane przez pozbawionych skrupułów rówieśników. Rezultat? Drastyczne odchudzanie na własną rękę, czasem i wynikające z tego zaburzenia odżywiania takie jak anoreksja, bulimia czy kompulsywne objadanie się, a nawet i depresja z samobójstwem włącznie. Popatrzmy na to poważnie. Dziecięce problemy są dla nich tak wysokie rangą, jak dla nas nasze dorosłe, nie wolno ich bagatelizować. Młody człowiek nie tylko mniej wie jak sobie z nimi radzić, ale i często wykorzystuje do tego niebezpieczne półśrodki.
CzasDzieci: Wielu rodziców twierdzi, że ma problem z przekonaniem pociechy do jedzenia warzyw i owoców, do picia wody. Z czego to wynika? I jak temu zaradzić? A jak Pani się udaje zachęcić swojego synka do zdrowego jedzenia?
Maria Brzegowy:Moim zdaniem problem tkwi w początkach. Większość ogólnych teorii, sprawdziło się w naszym przypadku. Również i moje koleżanki-dietetyczki nigdy na problemy z jedzeniem dzieci nie narzekały, więc musi w tym coś być. Podstawą u nas jest bowiem… samodyscyplina. Tak, zgadza się – zaczynamy od siebie. Jeśli maluch od początku widzi, że ze smakiem zjadamy kanapkę z pomidorem, bez zbędnych ceregieli czy jakiejś specjalnej otoczki pałaszujemy zupę jarzynową i sałatkę do kolacji – będzie uważał je za coś naturalnego, zwykły element posiłku. Dużo czytam w temacie wychowania we Francji, fascynuje mnie ich podejście do dzieci i wiele rzeczy wprowadziłam do naszego domu. Jest to m.in. zasada, że „nie musisz czegoś lubić, ale przynajmniej spróbuj, wtedy się przekonasz”.
CzasDzieci: A jak zdrowe jedzenie wygląda u Pani? Jak udaje się przekonać synka, by sięgał po to, co wartościowe?
Maria Brzegowy: Do każdego posiłku zawsze są warzywa albo owoce, często przed daniem głównym, po to by zaspokoić pierwszy mały głód, a jednocześnie mieć pewność, że maluch zjadł wartościowe dodatki. Mój Jaś do niemalże 18. miesiąca życia nie jadł też żadnych słodyczy, a jak wiemy, te skutecznie potrafią zepsuć każdą zdrową dietę. Wszystko co było mu podawane po tym okresie piekłam sama albo robiły to babcie. Domowe ciasto, babeczki, potem stopniowo dostał jakieś dobre biszkopty czy herbatniki, paluszki. Na słodko często robiłam mu też naturalne jogurty z bakaliami, miodem, które jada do dziś. Dorzucałam do tego gorzką czekoladę, która również jest przez niego wcinana ze smakiem. Nigdy nie kupowałam mu żadnych smakowych jogurtów, deserków, batoników. Aktualnie ma 3 lata i ostatnio spróbował gdzieś jakiegoś słodkiego wafla, poczęstował się nadziewaną czekoladą czy ciastkiem z cukierni, ale już widzę, że takie stopniowe oswajanie ze wszystkim, co jest przyjemnością miało sens. Nie zabraniam mu teraz skosztować tego czy tamtego, bo chcę, żeby miał mądre podejście do żywienia. Niech wie, że słodycze istnieją, ale można wybrać lepsze i nie wolno zastępować nimi posiłków. Dzięki temu wszystkiemu Jasiek bez problemu wcina brokuły z dokładką i wszystkie inne warzywa, strączki oraz naturalny nabiał. No może poza gotowaną cukinią i sałatą, którą niekoniecznie lubi ze względu na to, że przykleja mu się do zębów:)
Jeśli chodzi o wodę – od początku pił tylko ją. W butelce zawsze miał wodę i jeśli jakiś dziadek chciał dać mu skosztować swój domowy sok czy kompot, wtedy oczywiście jak najbardziej robił to: ale z osobnej szklanki, bez dolewania do Jego wody. Jaś wiedział więc, że podstawowym napojem jest czysta woda. Sok zdarza mu się wypić, czasami w wolny dzień do śniadania albo podczas jakiejś wycieczki - taki smakołyk stanowi dla niego po prostu słodycz.
CzasDzieci: Zawsze tak było? Można powiedzieć, że nie Pani żadnych problemów z dietą Jasia?
Maria Brzegowy: Nie, nie zawsze jest tak różowo jak wszyscy myślą. Dziecku dietetyka też zdarzają się małe fochy i tak samo wiemy, co to grymaszenie przy stole (najłagodniej powiedziane) :) Jednego dnia coś jest przepyszne, na drugi - już tego nie lubi. Pamiętam, jak wprowadzałam do jego menu naturalny jogurt. Wypluwał go chyba z kilkanaście razy. Każdego dnia próbowałam jednak na nowo, dodawałam słodkie owoce, kolejnym razem znów serwowałam saute. W końcu posmakował i to tak, że do dziś się o ten jogurt z owocami i orzechami upomina. To również jedna z zasad Francuzów, która mówi, że nawet i my dorośli, próbując nielubianego produktu wiele razy, w końcu go zaakceptujemy, a może i nawet polubimy.
CzasDzieci: Mamy dbające o jadłospisy swoich pociech boją się jednego- pójścia do przedszkola. Obawa o to, że nasze starania pójdą na marne, jest rzeczywista? Czy nadal w przedszkolnym menu rządzi kompotowy ulepek i słodkie desery?
Maria Brzegowy: Bywa różnie. Ale pamiętajmy o jednym: my i tak mamy lepiej niż mamy, które dokonywały wyboru parę lat temu. Ustawa dotycząca żywienia w placówkach oświatowych znacznie ograniczyła ilość niezdrowych produktów i dań oferowanych dzieciom. Jeśli jakieś przedszkole wciąż serwuje na podwieczorek smakowe deserki-jogurty i czekoladowy krem – działa wbrew prawu. Druga sprawa to uwaga, jaką trzeba przywiązać do poszukiwań odpowiedniego przedszkola. My nie poprzestaliśmy na pierwszym w okolicy, tylko pytaliśmy znajomych, szukaliśmy opinii, sprawdzaliśmy – pomimo tego, że na znalezienie dobrego miejsca mieliśmy raptem … półtora tygodnia. Przed świętami Bożego Narodzenia zapadła bowiem decyzja o przeprowadzce do Krakowa i Jaś od stycznia już musiał mieć przedszkole. Zatem czas wcale nie musi być ograniczeniem. Rozumiem oczywiście mamy z małych miejscowości, bo sama z takiej pochodzę i spośród kilku publicznych i prywatnych w okolicy, może zaledwie jedno spełniało nasze oczekiwania i faktycznie przykładało uwagę do żywienia dzieci. Dodam jeszcze, że było to przedszkole publiczne, nie prywatne, więc naprawdę da się zrobić wszystko małym kosztem.
CzasDzieci: Idzie lato, a wraz z nim sezon na zdrowe, soczyste, pyszne owoce. Jaki deser owocowy zarekomendowałaby Pani najmłodszym?
Maria Brzegowy:Najzwyklejszą sałatkę owocową z dodatkiem może jakiś orzechów, rodzynek i jogurtu naturalnego. Często popełniamy błąd i od najmłodszych lat próbujemy naszym maluchom przemycić zdrowe dodatki w postaci koktajli czy zup. Większość dietetyków uważa jednak to za zły sposób. Dziecko powinno znać kształt, kolor, fakturę i indywidualny smak owocu czy warzywa. Inaczej nigdy się do niego nie przekona. Takie podejście mają m.in. właśnie Francuzi. Jeśli kilkanaście prób na nic się nie zdało i nasze dziecko wciąż odmawia zjedzenia jakiegoś owocu, wtedy faktycznie przygotujmy mu jakiś przemycony deser np. szejka czy kisiel, ale przy następnej okazji znów spróbujmy podać mu owoce w całości. Ja głęboko wierzę, że te próby kiedyś przyniosą rezultaty, dlatego obok ukochanych ogórków czy papryki wciąż serwuję Jasiowi tę nieszczęsną gotowaną cukinię :)
Oczywiście – nic na siłę, ze spokojem, pamiętajmy o tym. My też przecież mamy swoje bardziej lub mniej lubiane smaki. Póki jednak mamy na to jakiś wpływ, próbujmy zaszczepiać dziecku dobre nawyki.
Dziękuję za rozmowę!
Z Marią Brzegowy rozmawiała Anna Hacuś - Krawczyk