Pan Cylinderek” to z jednej strony zabawna opowieść o łysinie i nakryciu głowy, a z drugiej szalenie poważny problem. Skąd wziął się pomysł na książkę?
Margarett Borroughdame: Dzieci, moje własne dzieci, często i dorośli oraz „prawdziwe życie” są dla mnie największą inspiracją. Moje książki rodzą się ze śmiechu do rozpuku, z bałaganu na stole, ze wzruszenia, z zachwytu, z komedii pomyłek, z prawdziwych sytuacji, czasem z prawdziwych kłopotów i zmartwień, z życia… Potem wyobraźnia, zabawa słowem i poczucie humoru pozwalają mi ubrać tę inspirację w utwór literacki. Najczęściej natychmiast widzę też scenariusz ilustracji. Właśnie tak powstał mój „Pan Cylinderek”.
Pana Cylinderek to postać uniwersalna: i dzieci, i dorośli odnajdą w nim cząsteczkę siebie. Przyczynkiem do powstania tej opowieści i postaci jest mój… mąż! Poznaliśmy się dawno, dawno temu, jeszcze kiedy byliśmy nastolatkami. Ja podobno niewiele zmieniłam się od tamtych czasów. No, może ciut więcej ważę, ale akurat włosy się u mnie nie zmieniły. Co więcej, je mam! Dużo! Jeszcze w niezmiennie własnym kolorze. Tymczasem mój mąż, który kiedyś miał piękne, falowane, błyszczące i w ogromnej ilości włosy blond, niestety te swoje włosy stracił. Krótko mówiąc jest łysy. I tak strasznie marudzi, że jest łysy, i grozi, że będzie nosił perukę albo kaptur, albo nie będzie wychodził z domu, albo dokona przeszczepu włosów, i że ten przeszczep nawet sam sobie zrobi żeby było szybciej i taniej, że zaczęłam się zastanawiać jak mu pomóc nie myśleć o tym właśnie, że jest łysy. Bo przecież wygląda fajnie, i w ogóle jest fajny. No to po co mu włosy i o tych włosach ciągłe myślenie?
Przecież, kiedy niewiele można zrobić z cechą, której się w sobie nie lubi, trzeba się skupić na tym co w sobie się lubi! Na pozytywach! Na tym co daje nam skrzydła i na tych skrzydłach naszych pozytywnych cech lecieć i lecieć, i leeeeeeecieeeeeć… I tak, w kilka minut, kiedy oglądaliśmy wieczorne wiadomości w telewizji (ja, jak zwykle, z laptopem na kolanach), a mój mąż znowu nawiązał do problemu swojej łysiny, napisałam „Pana Cylinderka”. Dedykuję tę książkę wszystkim - nie tylko łysym - którzy bez sensu martwią się tym czego w sobie nie lubią lub nie akceptują zamiast skupić się na cechach pozytywnych i te właśnie pozytywne cechy podkreślać dla siebie i świata! Napisałam go też dla wszystkich dzieci, żeby dać im pomysł na fajne życie! Okazało się, że dzieci uwielbiają postać Pana Cylinderka, że rozumieją zawarty w książce przekaz.
Jak zdefiniowałaby Pani pojęcie „wady”?
A tym samym czym dla Pani są "zalety"?
Margarett Borroughdame: Według definicji książkowej wada to ujemna cecha charakteru, brak czegoś, uszkodzenie obniżające wartość jakiegoś przedmiotu, czy też systemu, albo niedorozwój, nieprawidłowa budowa jakiegoś narządu lub żywego organizmu. Wadą jest też ułomność czyli: kalectwo, bycie niedoskonałym, omylnym, to, co stanowi czyjś słaby punkt, negatywna cecha czegoś. Z przekonania o swoich wadach lub ułomnościach, ze skupienia się na nich rodzą się kompleksy - cechy, których się wstydzimy i chcielibyśmy je ukryć. Jeśli ktoś kompleksów ma bardzo, bardzo dużo i nosi je ciągle na plecach w wielkim, wielkim plecaku to nie jest mu łatwo iść, a czasami iść w ogóle nie jest w stanie. Zaleta natomiast to antonim słowa wada. Zaletą jest to co uznajemy za pozytywne.
Historia Pana Cylinderka jest dokładnie o tym jak radzić sobie w życiu z kompleksami, z własnymi wadami, niedoskonałościami i ułomnościami, jak dostrzec swoje zalety. W zabawny i lekki sposób pokazuje, jak pokonywać swoje kompleksy i jak sprawić, by nie przesłaniały one tego, co w nas najlepsze i najbardziej wartościowe. To opowieść o tym, że wyeksponowanie naszego najlepszego atrybutu sprawia, że zarówno my sami siebie, jak i otaczający nas ludzie będą z sympatią postrzegać nas poprzez tę cechę czy umiejetność. Tak, jak cylinderek zakrył łysinę bohatera wiersza, tak pozytywna cecha lub talent może ukryć nasze niedoskonałości, zbudować poczucie własnej wartości, odwrócić od tych niedoskonałości naszą i otoczenia uwagę. Kiedy skupimy się na pozytywach, na naszych zasobach i silnych stronach, nic nie przeszkodzi nam w cieszeniu się życiem, realizacji największych marzeń i byciu szczęśliwym.
Kiedy dzieci nauczą się widzieć i cenić swoje zalety już w dzieciństwie, kiedy nauczą się lubić w sobie pewne cechy, być dumnymi z umiejętności to zbudują zdrowe poczucie własnej wartości, które utrzyma ich w pionie przez całe życie. Wady, czy ułomności, z którymi czasami niewiele można zrobić nie będą ich określały, to zalety będą ich skrzydłami. Aby zachować równowagę, należy pamiętać aby nie porównywać się do innych, tylko do siebie samego. Każdy w życiu, nawet dziecko, startuje z innego punktu. I punkt, który dla jednego jest „zerowy”, dla kogoś innego będzie szczytem osiągnięć. Każdy nosi inny cylinderek - w innym rozmiarze, kolorze, wysokości. Najważniejsze to być najlepszą wersją siebie samego! Najważniejsze to nauczyć się siebie samego lubić. Nauczmy dzieci, że kiedy osiągnęły nawet coś malutkiego lub miały zwyczajnie dobry dzień niech poklepią się po ramieniu i same siebie pochwalą!
Jako dorośli odbiorcy od razu dostrzegamy w tej książce przesłanie, ważną naukę na przyszłość, zaś dzieci szukają najczęściej przyjemności. Co jest dla Pani ważniejsze nauka czy radość z samego czytania?
Margarett Borroughdame: Oj, chyba nie zgodzę się, że dzieci szukają w książkach tylko przyjemności. Czas dzieciństwa to czas nauki, uczenie się świata, życia, reguł, zasad, uwewnętrznianie tych reguł i zasad, budowanie definicji, szukanie wzorców do naśladowania. Zabawa dla dziecka to nie tylko forma relaksu i przyjemności, ale przede wszystkim właśnie nauka. Uczenie się w sytuacji relaksu, jaką jest zabawa, kiedy odczuwa się przyjemność, to stan, kiedy najlepiej przyswaja się wiedzę i w przyjemny sposób poznaje otaczający świat. Zabawa pomaga dzieciom rozwijać się intelektualnie, emocjonalnie, estetycznie, ruchowo i duchowo. Uczy je funkcjonowania w społeczeństwie i relacji z innymi. Wyrabia w dziecku charakter i nastawienie do świata.
Książka natomiast, czytanie w ogóle, angażuje. Angażuje intelektualnie, emocjonalnie, estetycznie, i duchowo. Zaangażowanie, z kolei, to najlepsza forma nauki. „Powiedz mi, to zapomnę. Naucz mnie, to może zapamiętam. Zaangażuj mnie, to się nauczę” powiedział Benjamin Franklin. Dlatego na spotkaniach poświęconych Panu Cylinderkowi i jego historii, aby dzieci uwewnętrzniły przekaz książki, rozmawiamy i bawimy się! Między innymi, konstruujemy z dziećmi cylinderki i na ich rondkach piszemy te cechy, które dzieci w sobie lubią, z których są dumne. Jeśli dzieci bedą nosiły swoje cylinderki stale na głowie (nawet tylko w wyobraźni), to ten cylinder i te pozytywne cechy wypisane na rondku będą stale z nimi, będą je określały i „ciągnęły w górę” niezależnie od czasu i sytuacji, w jakiej się znajdą.
Jeżeli w formie zabawy zaangażujemy dzieci w czytaną historię, będziemy o tej historii z nimi rozmawiać, będziemy wykonywać inne aktywności z nią związane, np. wcielanie się w bohaterów, zabawy plastyczne, ćwiczenia na wyobraźnię, to dzieci nauczą się więcej niż jeżeli tylko przeczytamy im tę historyjkę. Taki proces wspólnego czytania z dorosłym nazywa się „the shared book experience” - doświadczenie wspólnoty czytania książki. Czytanie w ten sposób jest równie przyjemne dla dzieci jak i dla rodziców czy dziadków. Niby to zabawa, ale zarazem ważny elementem rozwojowy, który buduje fundament relacji pomiędzy dzieckiem i dorosłym oraz dla przyszłego uczenia się i zdobywania wiedzy przez dziecko.
Czytanie rozwija szereg umiejętności przydatnych i niezbędnych dziecku w uczeniu się, również szkolnym i na całe życie. Rozwija słownictwo, umiejętność wypowiadania się i poczucie pewności siebie bo, dzieci będą potrafiły porozumieć się z innymi ludźmi, z kolegami, w szkole z nauczycielem i z innymi uczniami, a potem na uczelni, w pracy itp. Kiedy rodzic, babcia, dziadek trzymają dziecko na kolanach pojawia się niezwykła magia - zachodzi interakcja i komunikacja pomiędzy generacjami. Każda historia/książka może stać się przyczynkiem do opowieści, wejścia w świat dziecka, poznania jego obaw, dylematów lub do podzielenia się z nim swoimi doświadczeniami. Wspólne czytanie może być i nauką i rozrywką, również dla dorosłego (to czas intymności i zacieśniania więzów). Czytanie, to też podróż w czasie i przestrzeni. To relaks i zabawa, bo np. lekka forma książki również spełnia swoje zadanie – rozrywki. Czytanie otwiera oczy i umysł na inspiracje, na sposoby myślenia. To sposób na ćwiczenie umysłowej sprawności i np. ćwiczenie poczucia humoru. Czytanie podnosi atrakcyjność – osoba oczytana, taka, która „wie”, jest atrakcyjna. Czytanie rozwija osobowość. Książki prowadzą do wyrabiania w sobie perfekcji, stymulują kreatywność, wydobywają talent pisarski, pozwalają budować umiejętność pisania, pomagają w komunikacji, klarują obraz i wizję, zaspokajają ciekawość, pozwalają na dokonanie wyboru, podnoszą samoświadomość, zabierają do świata intelektu, rozwijają koncentrację. Czytanie to owocne spędzanie wolnego czasu - z książki można korzystać gdziekolwiek i o każdej porze. Książki pozwalają być na czasie z faktami i liczbami, czynią silniejszym, mądrzejszym i bystrzejszym, rozszerzają horyzonty, tłumaczą świat. Rozwijają emocjonalnie i duchowo. Inspirują i motywują, zabierają do świata wyobraźni, rozbudzają wyobraźnię... A jak powiedziała moja ulubiona amerykańska poetka Emily Dickinson, „wyobraźnia rozpala lont Możliwego”!
Reasumując – książki poprawiają cały nasz dobrostan! Rozpalajmy zatem lont Możliwego! Czytajmy sami, czytajmy dzieciom i z dziećmi! I dobrze się przy tym bawmy! A, jak mam nadzieję dowiodłam, wspólne czytanie z dziećmi to jest inwestycja, która wypłaca wielkie dywidendy „na koniec dnia”.
Rozmawiała: Oliwia Brzeźniak