Czy nagranie audiobooka Rico, Oskar i Głębocienie było dla Pana dużym wyzwaniem? Czy też stanowiło to raczej przyjemność?
Artur Barciś: Była to raczej przyjemność, bo nie trzeba uczyć się tekstu na pamięć, a w zawodzie aktora to jest najgorsze. Poza tym książka jest wyjątkowa. Miałem takie momenty, że musiałem przerywać nagranie, bo ściskało mi gardło i nie mogłem czytać ze wzruszenia. Było to więc również swego rodzaju wyzwanie. Ponadto musiałem zinterpretować kogoś, kto jest niepełnosprawny intelektualnie. Ja już miałem takie doświadczenia w swym życiu zawodowym. Pewnie dlatego mnie wybrano, żebym przeczytał tę książkę, która jest naprawdę niezwykła. To była ogromna przyjemność czytać ją.
Który z bohaterów utworu Pańskim zdaniem jest najciekawszy?
AB: Najciekawszy jest główny bohater, czyli Rico. Ten, który jest nieco inny niż my wszyscy – dla aktora to jest zawsze wyzwanie. Zazwyczaj gramy takich ludzi, jakimi jesteśmy, a zagrać kogoś, kim się zupełnie nie jest, szczególnie kiedy to jest właściwie dziecko, to jest dodatkowa trudność. Trzeba wejść w sposób myślenia tego człowieczka. Ale na szczęście książka jest świetnie napisana. A jak coś jest dobrze zrobione, to potem sama interpretacja jest tylko przyjemnością.
Zgadza się, książka jest dobrze napisana. Zatem nie domyślał się Pan, kto jest porywaczem?
AB: Nie, nie, nie. Właśnie na tym polega dobry kryminał. Oprócz tego, że to jest książka w pewnym stopniu psychologiczna, to jest to też fascynujący, trzymający w niezwykłym napięciu kryminał. Utożsamiając się z tym głównym bohaterem, po prostu cały czas boimy się, że mu się coś stanie albo że zrobi on jakieś głupstwo, z naszego punktu widzenia głupstwo oczywiście. I te jego przemyślenia... Poza tym książka jest pełna ogromnego poczucia humoru, momentami bardzo zabawna i to też stanowi jej zaletę.
To, co niezbędne, aby zainteresować dzieci – humor i zagadka. A czy to, że nagrywając audiobooka, może Pan operować jedyne głosem utrudniało, czy ułatwiało pracę?
AB: Nagrywanie audiobooków to tylko część mojego zawodu. Niemniej robię to dosyć często. Dużo książek ostatnio przeczytałem i traktuję to bardzo poważnie. Ja staram się postaciować. To znaczy, ponieważ jestem aktorem a nie lektorem, staram się nadawać tym postaciom, których kwestie czytam, jakieś rysy charakterystyczne – zmieniam głos, odróżniam bohaterów od siebie, zachowując jedynie narratora dla siebie. Więc to też jest jakaś tam trudność, ale trudność sprawiająca ogromną frajdę i ogromną przyjemność.
A jakie książki Pan czytywał w dzieciństwie?
AB: Przygodowe! Ja nauczyłem się czytać bardzo wcześnie, bo kiedy miałem 5 lat i od razu świat książek mnie pochłonął całkowicie. Najbardziej lubiłem czytać te przygodowe, a w szczególności przygody Tomka z powieści Alfreda Szklarskiego. Po prostu nie mogłem się doczekać na następną część, a bardzo długo się czekało na to. Czytałem też książki Joanny Chmielewskiej i innych. Od tych łatwiejszych lektur, przechodziłem potem do tych trudniejszych.
Czy chętnie chodził Pan do szkoły? Który przedmiot lubił Pan najbardziej, a który najmniej?
AB: W sumie chętnie chodziłem do szkoły, bo lubiłem się uczyć. Najbardziej lubiłem język polski, historię i inne przedmioty humanistyczne. Lubiłem też biologię, zwłaszcza, kiedy była zoologia. Przepadałem za zwierzętami, dlatego chętnie się o nich uczyłem. A nienawidziłem matematyki i fizyki. Nie lubię do tej pory.
Czyli był Pan raczej grzecznym synkiem, a nie urwisem?
AB: Tak. Byłem grzecznym synkiem.
Dziękuję za rozmowę i poświęcony nam czas.
Marta Pustuła