Jeśli przyjdzie Wam kiedyś do głowy zobaczyć, jak kiedyś mieszkali prawdziwi rycerze... wybierzcie się w okolice miejscowości o nazwie Niegowa, w niewielkiej odległości od niej, na Szlaku Orlich Gniazd, znajdują się malownicze ruiny dwóch zamków: Mirów i Bobolice.
Oba mają (z grubsza traktując temat) dość podobną historię.
Oba powstały z inicjatywy króla Kazimierza Wielkiego i jako warownie strzec miały zachodnich rubieży Rzeczypospolitej. Oba też przez lata przechodziły z rąk do rąk, a na końcu oba zostały ograbione i zniszczone podczas Potopu szwedzkiego.
Zamek w Mirowie ostatecznie został opuszczony w 1787, a ruinami zajęli sie okoliczni chłopi, którzy materiałów budowlanych z zamku użyli do budowy dróg i własnych domów.
Legenda mówi też, że dawno dawno temu w Mirowie i w Bobolicach mieszkali dwaj bracia. Bracia kochali się jak bracia, żyli sobie wygodnie i dostatnio, od czasu do czasu jeździli na wyprawy wojenne, a łupy z nich przywiezione ukrywali wspólnie w podziemnym korytarzu łączącym ich zamki. Dla pewności wszelkiej skarbu w podziemiach strzegła okrutna czarownica w potwornym psem u boku. I żyliby tak sobie pewnie do dzisiaj, ale... zdarzyło się pewnego razu, ze jeden z braci z wyprawy wojennej przywiózł nie tylko dobra wszelakie ale i przeurodziwą dziewczynę, w której jego brat natychmiast zakochał się na zabój. Kiedy brat zobaczył, że ten drugi tak bardzo zakochany jest w jego brance zachował się jak przysłowiowy pies ogrodnika, co to sam nie je i innym nie da - wtrącił urodziwą dziewczynę do lochu, a na straży postawił czarownicę i jej "pieska". Zakochany brat ulitował się nad dziewczyną i kiedy drugi brat wyjechał zszedł do podziemi, by nieco nieszczęsną pocieszyć. W tym momencie jednak nadjechał brat-zazdrośnik i ze złości zabił brata. Jako, że jest jednak na tym świecie jakaś sprawiedliwość, długo nie trwało, a i drugiego brata śmierć dopadła - trafił go piorun. Dziewczyna zaś pozostała pod strażą czarownicy i jej psa. Czasami czarownica wylatuje na jakiś sabat czy inne czarownickie zberezeństwa - dziewczyna wychodzi wtedy na kamienny balkon i tęsknym wzrokiem spogląda na zamek w Mirowie... okoliczni mieszkańcy mówią wtedy, że widzieli Białą Damę. W każdym razie - kiedy już zmierzcha - niech dzieci mocno trzymają za ręce rodziców, bo... nigdy nie wiadomo. Chłopcy mogą mieć przy sobie na wszelki wypadek jakiś miecz czy tarczę (drewniane oczywiście!), ale na Damę z bronią ruszać raczej nie wypada.
WSTĘP WOLNY