Spektakl "Pinokio", to cała kwintesencja stylu gatunkowego commedia dell'arte. Bawi, cieszy i uczy. Tak właśnie jest w Teatrze Polskim.
Pinokio jest naprawdę wystrugany z gadającego i skocznego pnia drzewa.
Jak to możliwe, spyta dziecko i uwierzcie, że rodzic też pozostanie w długim osłupieniu, po prostu: „To jest teatr, a teatr jest po to, żeby wszystko było inne, niż dotąd”.
W kolejnych minutach napięcie nie spada.
Dziecko, (czy małe 3- letnie, czy 11-letnie), zachowuje skupienie, w oczekiwaniu na kolejny trik, salto, sztuczkę, a nawet dreszcz emocji.
A dreszcz i to solidny był, kiedy biedny Pinokio zostaje zawieszony 5 metrów nad sceną, albo kiedy ląduje w paszczy wieloryba! Dopiero wtedy widać było, jak głęboka jest scena Teatru Polskiego.
Wróćmy do naszych włoskich komediowych klimatów, kostiumów, harlekina, pajacyków, osłów, świerszcza, wróżki i cyrkowców.
Jeżeli poza naszą wyobraźnią jest miejsce na rozpakowanie całej zawartości książki Carlo Collodiego, to właśnie w tych zwinnie i sprytnie złożonych dwóch aktach spektaklu.
Spektakl trwa 2 godziny i 20 minut, ale ja Wam, Kochani Rodzice powiem,
że nie było ani jednego marudzącego dziecka. Do kulturalnego zachowania zobowiązywała, nie tylko bogata artystycznie opowieść, ale też
wnętrze w jakim przyszło spędzać niedzielę małym widzom.
Teatr Polski, monumentalny budynek, w klasycznym zdobieniu sufitów, ścian, kolumn, z kryształowymi żyrandolami, czerwonymi, złotozdobionymi kotarami, kurtyną i bardzo wygodnymi fotelami daje dodatkowy powód, żeby w niedzielny wieczór poczuć się kulturalnie.
Aktorzy, przy długich dialogach, rymowanych monologach, śpiewie typowym dla trubadurów w języku włoskim i polskim, okazują nam widzom postawę aktorską- do usług.
Tańce, wyczyny akrobatyczne, stroje rodem z Włoch, oświetlenie sceny, nawiązujące do upalnej Italii, pobudzi niejednego rodzica zgaszonego choćby zmęczeniem, jeżeli nie depresją.
Czemu dzieci piszczały i przeżywały razem z Pinokiem?
Bo mogły! lekkie okrzyki, podpowiedzidzi, euforyczne poruszenie na widowni,
to efekty zabiegów animacyjnych. Z pomyślnym skutkiem ze sceny pofrunęły setki małych kolorowych lekkich jaśków. Takich malutkich poduszeczek, każda inna, radosna, jak piłka na placu zabaw. Teraz kolej na dzieci, z widowni na scenę te same jaśki, teraz ze sceny w widownię, z widowni na scenę. Powtarzanie dowcipu dla dzieci, to kolejny powód do śmiechu.
My dorośli już dawno powiedzielibyśmy, umiar, dość, a dzieci trwały by w poduszkowej wojnie, gdyby nie fakt, że głodne śledzenia losów Pinokia, zamieniły się w słup soli.
Nie tylko, radość, zabawa i fortuna towarzyszyły temu drewnianemu pajacykowi; wszyscy współczuliśmy; kiedy lis i kot, wzięły pod opiekę Pinokia.
Jeżeli jeszcze nie przekonałam do ogromnego warsztatu aktorskiego, genialnych rekwizytów i wspaniałej muzyki, to jeszcze zadziałałam na umysły matematyczne części rodziców.
Skala 1:1 – w takiej skali reżyser przełożył klasykę literatury światowej na deski Teatru.
Jeżeli pamiętasz drogi rodzicu treść bajki sprzed czasów publikacji disneyowskich, kiedy nie wszystko było różowe i brokatowe, a miało klimat i mówiło do wyobraźni, to koniecznie wybierzcie się na Pinokia, po wyższą kulturę, w celu wyrabiania dobrego gustu artystycznego najmłodszych.
Spektakl uważam jako jedną z piękniejszy chwil dzieciństwa mojego syna.
mama Joanna
spektakl w repertuarze Teatru Polskiego im. A. Szyfmana
teatrpolski.waw.pl
fot. mat. promocyjne Teatru