Byłam przekonana, że po raz kolejny będę się nudzić na spektaklu dla dzieci. Ale tym razem, ja i moja córka, bawiłyśmy się wyśmienicie. Zachwyciło nas wszystko. Począwszy od scenografii, która przyciągała uwagę detalami, piękną grą świateł a skończywszy na fantastycznych kompozycjach, szybko wpadających w ucho.
Ale zacznijmy od początku. Cezary Domagała tym razem pochylił się nad opowiadaniem Leszka Kołakowskiego (tak, tego filozofa), który napisał ten tekst dla swojej córki ponad 50 lat temu! „Kto z was chciałby rozweselić pechowego nosorożca” to krótka, ale bardzo mądra i przy tym zabawna opowieść o życiowych rozterkach tytułowego bohatera. Maleńki, bo takie przezwisko otrzymuje nosorożec od Wróbla, pragnie latać, szybować, fruwać niczym ptak. A że nie może, więc jest bardzo, ale to bardzo nieszczęśliwy. Próbuje swoje marzenie wcielić w życie z pomocą uroczego wróbelka, który podpowiada mu przeróżne rozwiązania. Nosorożec stara się zrealizować pomysły Wróbla, by w końcu pofrunąć i jednocześnie snuje filozoficzne rozważania, które wcale a wcale nie są nudne!
Aktorzy do swych ról dobrani zostali perfekcyjnie. Zwinny, malutki wróbelek o perlistym głosie to zasługa Doroty Osińskiej. Potulny, trochę niezdarny, ale bardzo miły nosorożec to Julian Mere. Pojawia się tez trzecia postać, mianowicie samolot, fantastycznie odegrany przez Roberta Tonderę. I tu należy wspomnieć o kostiumach, które mnie zachwyciły. Nie były przesadzone (tak jak to niektóre sceniczne kreacje być potrafią), nie były przejaskrawione, zbyt wymyślne. Były idealnie dopasowane do postaci i do aktora, zaskakiwały detalami, przemyślanymi rozwiązaniami, tak aby jak najdokładniej oddać specyfikę danej postaci. A widzowie odkrywali te ciekawe pomysły i jeszcze lepiej się przy tym bawili.
Tak jak bawili się autorzy sztuki tworząc scenografię. I znowu trafili w punkt. Miałam wielka ochotę wejść na scenę i posiedzieć sobie na jednej ze skrzynek wśród chmurek i drutów. A przepiękna gra świateł, która zmieniała scenę raz w pustynię, raz w morze, sprawiła, że wszyscy czuliśmy się tak, jakbyśmy rzeczywiście tam, na tej suchej, gorącej pustyni i na tym zimnym, rozszalałym morzu, byli. Aktorzy sami zmieniali scenografię – transformacja wózka z warzywami w samolot lub wspomniane już morze ze wzburzonymi falami – genialna!
Warto jeszcze wspomnieć o tym, że już od pierwszych sekund, spektakl wciąga dzieci i dorosłych do wspólnej zabawy. Interakcja z tak młodymi widzami często wymyka się spod kontroli, ale dzięki temu jest jeszcze ciekawiej i jeszcze śmieszniej. Brawurowo wykonane piosenki (słowa autorstwa reżysera, muzyka Krystyny Kwiatkowskiej) zachwycają, pozostają w pamięci na długo. Jak dobrze, że można kupić płytę po spektaklu! Całość trwa niecałą godzinę, bez przerwy. Szkoda, że nie dłużej, bo przy tak wyśmienitej zabawie, nikt by się szybko nie znudził. Na scenie dzieje się bardzo dużo, muzyka jest fantastyczna, trafione teksty piosenek, aktorzy genialni, historia ciekawa i pouczająca. Jednym słowem – rewelacja. Dla każdego, od lat 3 do 103! Gratulacje dla twórców spektaklu.
I już się martwię, kiedy pójdę na kolejny spektakl, który tak mnie zachwyci :) Może w marcu, bo wtedy kolejna premiera dla dzieci w Rampie.
Magda Kurowska