Nareszcie – urodziło nam się maleństwo, pierwsze, wymarzone...i do tego jeszcze chłopiec! Ile w nas dumy, ile planów na przyszłość związanych z tym małym człowiekiem, ile marzeń w naszych głowach. Będzie przecież mądry i dobrze wychowany, uprzejmy i dobry, damy mu solidne wykształcenie – będzie idealnie.
Nasz mały chłopczyk dorasta, zmienia się. Najpierw nie widzisz szczególnej różnicy, rozmawiając z koleżankami mającymi dziewczynki. Może poza jedną, że „chłopcy moczą pieluszki z przodu, a dziewczynki pośrodku”. Potem jednak przestajesz nadążać za swoim szkrabem na placu zabaw. Zauważasz, że ty masz już dość kopania piłki, a on chce jeszcze. I ta nieokiełznana ciekawość świata... Myślisz sobie: „To nic takiego, wiele dzieci ma podobnie, i chłopcy i dziewczynki.”
Ale w przedszkolu, a już na pewno w większości przypadków w szkole sprawa staje się poważniejsza. „Nie słuchał na zajęciach.”, „Uderzył koleżankę.”, „Nie może usiedzieć spokojnie na lekcji.”, „Nie odrobił zadania.”, „Zapomniał zeszytu.” i tak dalej. Co jest grane? Co się stało z moim małym, uroczym, słodkim aniołkiem? Może ma ADHD? Może popełniliśmy jakieś karygodne błędy w wychowaniu? Ale przecież nasz synek ma kochających go rodziców, którzy starali się zarówno zaspokajać jego potrzeby, jak i stawiać mu wyraźne granice, by czuł się bezpiecznie. Dlaczego nasz synek nie chce być tak ułożony i grzeczny, pilny i skoncentrowany jak Hania, jego sąsiadka z ławki?
Kochane mamy i drodzy tatusiowie! Popatrzmy prawdzie w oczy – mamy do czynienia z chłopcem, który za parę lat zacznie się golić, będzie chciał zdobyć względy swej pięknej koleżanki Hani, a w niedalekiej (wbrew pozorom) przyszłości będzie chciał zawalczyć o byt swojej rodziny. Czy grzeczne siedzenie w szkolnej ławie i pilne słuchanie pani nauczycielki wyposaży go wystarczająco na przyszłość i pomoże sprostać tym wyzwaniom?
Zwróćcie, proszę, uwagę, jak wiele znaków zapytania postawiłam do tej pory, a jak niewiele odpowiedzi próbowałam udzielić. Mam poczucie, że wychowanie naszych dzieci jest bardzo indywidualną sprawą i nikt nie ma w tej dziedzinie monopolu na prawdę. Natomiast jako mama trójki dzieci, z czego dwoje to chłopcy, chcę się z wami, „towarzysze w radościach i smutkach rodzicielstwa” podzielić moimi przemyśleniami związanymi z wychowaniem moich chłopców.
Patrząc na dorastanie mojego najstarszego syna, doszłam w pewnym momencie do wniosku, że to, co jest mu bardzo potrzebne do zdrowego rozwoju, to dużo przestrzeni życiowej, która pozwoli mu uzewnętrznić jego nieokiełznaną energię. Dopiero wtedy mogę liczyć na jakąkolwiek pracę intelektualną i chwile dłuższej koncentracji z jego strony. Coraz częściej również dostrzegam w nim ogromną potrzebę autonomii i dochodzenia do rozwiązania problemów samodzielnie.
Kiedy patrzę na zaprzyjaźnione rodziny mające chłopców, te spostrzeżenia wydają się potwierdzać. Nie mówię tu, rzecz jasna, o samowoli. Zasady i stawianie granic, mobilizowanie do działania są dzieciakom niezbędne, by czuły się w świecie bezpieczne i zaopiekowane, kochane. Jak łatwo jednak jest nam, rodzicom, wykonywać różne czynności za dzieci, ponieważ my zrobimy to szybciej, lepiej. Jedno działanie z mojej strony za dużo i odbieram mojemu synowi możliwość samodzielnego dojścia do rozwiązania problemu. Jednak jeśli teraz nie pozwolę mu poradzić sobie z danym zadaniem, to kiedy? Gdy będzie spychał odpowiedzialność za wykonanie obowiązków na swoją żonę, bo tak mu będzie wygodniej?
Szukając odpowiedzi na pytania o to, jak najskuteczniej pomóc moim chłopcom w zdrowym rozwoju emocjonalnym, fizycznym, intelektualnym i duchowym, sięgnęłam też do książek. Ta, która wydaje mi się najbardziej godna polecenia nosi tytuł „Dzikie stwory”. Jej autorami są Stephen James i David Thomas - świadomi ojcowie, będący jednocześnie praktykującymi psychologami,. Ujęli oni w słowa szereg myśli o wychowaniu chłopców, z których część od dawna kołatała się w mojej głowie. Z pomocą tej lektury i dzięki nieocenionym rozmowom z moim mężem, oraz dzięki obserwacjom własnym mojego małżonka dochodzę do wniosku, że chłopcy noszą w sobie ogromny potencjał, pragnienie przygód i pasje, które my (rodzice, pedagodzy, szkoła) próbujemy wtłaczać w ramy. Oczekujemy też od chłopców emocjonalnego dojrzewania w tempie dziewczynek i z pobłażaniem patrzymy na ich nieudolne próby ogarnięcia się w szkole. A oni przecież są ze swojej natury zdobywcami i zwycięzcami. Dając im odczuć, że ledwo doczołgali się do poziomu naszych wymagań, odbieramy im chęć jakiejkolwiek inicjatywy.
Choć może to się wydawać teraz prawie niemożliwe, będziemy za jakiś czekać aż nasza córka przyprowadzi do domu silnego, odpowiedzialnego i dojrzałego emocjonalnie mężczyznę, który mógłby być jej mężem. Jeśli ucywilizujemy zbyt wcześnie chłopięce „dzikie serca”, gdzie nasza córka takiego mężczyznę znajdzie? Spróbujmy może zatem rozwijać chłopięce charaktery, zamiast wciąż poprawiać ich zachowanie. Zachęcam, ja wciąż próbuję.
Katarzyna Korzeniowska