W ostatnią sobotę, 12 października, miałam okazję zobaczyć w warszawskim teatrze Baj premierę przedstawienia „Gęś, Śmierć i Tulipan” w reżyserii Marcina Jarnuszkiewicza.
Na stronie teatru w opisie spektaklu przeczytałam: „reżyser zainspirowany książką Wolfa Erlbrucha przedstawia prostą historię spotkania Gęsi i Śmierci w niezwykle poetycki sposób”. Pod słowem inspiracja kryje się dla mnie doświadczenie, które jest początkiem nowej historii. Tego właśnie oczekuję od teatru – ciekawej inscenizacji znanego utworu, a jeśli nie to bardzo swojej, wzbogaconej o osobiste obrazy historii, no a przynajmniej zaskakującej formy. W tym przedstawieniu nie znalazłam dla siebie niczego, co by mnie wzruszyło albo zaskoczyło, a szkoda zwłaszcza, że śmierć rzadko jest głównym motywem w szeroko rozumianej sztuce dla dzieci.
Co więcej, śmierci w przedstawieniu było… za mało. Myślę, że to wrażenie spowodował krótki, bo 35 minutowy czas trwania. Czytając dziecku książkę mamy przestrzeń na refleksję i rozmowę w trakcie lektury, dziecko zadaje pytania i komentuje, a pokazując nam w ten sposób drogę do swojego świata wewnętrznego mamy szansę na wymianę wrażeń. I ten osobisty wymiar czytania sprawia, że tekst staje się… dłuższy. Indywidualna lektura pozwala na poznanie siebie i własnych emocji, które wywołuje w nas temat, a tym samym czas obcowania… ze śmiercią wydłuża się. A w Baju pozostajemy sam na sam z tekstem Erlbrucha.
Widząc na stronie teatru rekomendację, że sztuka adresowana jest do widzów wieku od lat 10, zrezygnowałam z wzięcia ze sobą 7 letniego syna. Nie rozumiem, skąd taka granica wieku. Sam punkt kulminacyjny – odejście gęsi w objęcia Tanatosa – nie był dla mnie drastyczny, nie był nawet dramatyczny; śmierć gęsi była mi obojętna, bo nie zdążyłam jej poznać, zżyć się z nią. Autor książki w symboliczny sposób i bardzo mocno osadzony kulturowo wysłał gęś w jej ostatnią podróż nurtem rzeki. Dłuższe niż zazwyczaj w trakcie sztuk dla dzieci momenty milczenia wypełnione muzyką mogą młodszych trochę znużyć, ale to ciekawa przeciwwaga dla pędzących kreskówek czy innych przedstawień, gdzie akcja toczy się wartko.
Bardzo cieszę się, że temat śmierci został podany młodym widzom w teatrze, który kojarzy się głównie z miłą rozrywką, nie mówię, że bezrefleksyjną, ale jednak najczęściej kończącą się w disneyowski, a więc nie zawsze prawdziwy sposób.
Spektakl jest wierną kopią książki, nawet wygląd śmierci jest identyczny. Książkę przeczytałam po obejrzeniu spektaklu, wcześniej nawet o niej nie słyszałam.
I już wiem, że będę do niej wracać. Ciekawa jestem wrażeń osób, które znały książkę zanim obejrzały spektakl, ale najbardziej chciałabym poznać zdanie dzieci.
Karolina Wojciechowska-Litwinek
Komentarze
Ja również widziałem to przedstawienie i jestem przeciwnego zdania. Spektakl jest piękny i bardzo delikatnie porusza temat śmierci... Pani Karolino, jeżeli zarzuca Pani brak drastyczności w spektaklu dla dzieci to nie chciałbym widzieć Pani dzieł!!! Jeśli uważa Pani, że dziesięciolatkowi - bo tak wynika z tekstu - zaprezntowałaby Pani scenę drastyczną, to współczuje dzieciom, które by Pani na to skazała. Ja na twarzach dzieci nie widziałem znudzenia, wręcz przeciwnie. Forma obrazu scenicznego i niewielka ilość słów pomaga w odbiorze. Cóż, a Pani polecam zapoznanie się najpierw z dziedziną teatru, a potem pisaniem recenzji.
dodany: 2013-10-23 19:27:31, przez: Widz