Miałam okazję wybrać się z dziećmi do Teatru Wielkiego w Poznaniu na spektakl „Alicja w Krainie Czarów”, według pomysłu i reżyserii pani Anny Niedźwiedź. Było to na prawdę gigantyczne przedsięwzięcie! Na scenie występowały zarówno dzieci jak i młodzież: uczniowie Szkoły Baletowej Anny Niedźwiedź (najmłodsi aktorzy to 6-7-latkowie), Niepublicznej Szkoły Tańca i Szkoły Artystyczno-Akrobatycznej, jak i profesjonaliści, łącznie blisko 150 artystów. Muzykę skomponował Gabriel Kaczmarek, a wykonywana była przez Sinfoniettę Polonię dyrygowaną przez Cheung Chau. Śpiewał chór ze Szkoły Chóralnej Jerzego Kurczewskiego.
Początkowe moje wrażenie po rozpoczęciu sztuki to zachwyt nad niesamowitymi kostiumami. Po raz pierwszy widziałam sztukę, w której charakteryzacja, scenografia i ubiory tak bardzo przykuwały wzrok. I rzeczywiście, kostiumy powstawały nie tylko w pracowni krawieckiej, ale także w malarskiej, jak dzieła sztuki. Do tego, w ramach przygotowań do spektaklu, uczniowie wraz z rodzicami poznali tajniki makijażu. Na scenie pojawił się niezwykły dzbanek do herbaty wraz z filiżanką, na której tańczyli młodsi uczniowie. Na widowni słychać był piski radości za każdym razem, gdy wchodziła zielona gąsienica składająca się również z najmłodszych uczniów. „Maluchy” można było także zobaczyć, jako piłeczki - jeże turlające się po scenie podczas gry w krykieta Królowej Kier z Alicją.
A fabułę każdy zna... Chociaż tutaj w trochę innej odsłonie. Alicja, jak dziecko, oczarowana jest niezwykłym światem, do którego niespodziewanie wpada. Całkowicie pochłania ją pogoń za Białym Królikiem, chociaż nie wie, za czym tak na prawdę podąża. Dziecięcy zachwyt powoli zmienia się w refleksję nad światem, który stara się zrozumieć. Alicja przyjmuje zaproszenie od Królowej Kier na partyjkę krykieta. Musi zmierzyć się z własnymi słabościami i zyskać wiarę w siebie. Alicja to podróż do krainy baśni, pełnej niesamowitych stworów i dziwnych zdarzeń, opowieść o poszukiwaniu przyjaźni, o poznaniu siebie. Dzięki wielopoziomowej narracji spektakl zachwyci zarówno młodego widza, jak i prawdziwego znawcę.
Starszy syn po wyjściu ze spektaklu stwierdził, że najbardziej spodobały mu się akrobacje i taniec. Młodszy zapamiętał żółwia krążącego w olbrzymim hula hop i kota poruszającego się co chwilę innym „środkiem transportu”. Mnie przede wszystkim zachwyciły przepiękne kostiumy, maluszki „wywijające” na scenie, wspaniała muzyka, ale także profesjonalni aktorzy, a wśród nich niezrównany królik!
mama Marta