Z reżyserem Czesławem Sieńko na dzień przed premierą spektaklu „Wyprawa na szklaną górę” rozmawia Sabina Tabaczar.
Sabina Tabaczar: Jak idą przygotowania do premiery? Wszystko już gotowe?
Czesław Sieńko: Zawsze jest coś do zrobienia, do poprawienia…
Zawsze coś może być lepiej zrobione. Diabeł nie śpi…próby trwają do końca.
S.T. : Jak w takiej sytuacji czuje się reżyser?
C.S: Komfortowo! Dlatego, że reżyser jeżeli nie ma prób to nie jest potrzebny. Stresu nie ma.
S.T. : Smok, kominiarczyk, królewna to postaci znane, co nowego wnosi spektakl?
C.S: Ma Pani rację, już parę razy słyszeliśmy tę opowieść i pewnie jeszcze nie raz usłyszymy. A jednak…smok nie zawsze musi mieć postać smoka aby być smokiem… Poza jednym zbiorem opowiadań nie znam smoka sympatycznego. W przekazach dawnych, owszem były i dobre smoki, dziś smok kojarzy się z czymś złym, czymś, z czym się walczy i ta odwieczna walka dobra ze złem i w tym spektaklu się pojawia. Dlaczego się wzięliśmy za realizację rzeczy wszystkim znanych? Co jest takiego ciekawego w rzeczy sto razy opowiedzianej? Znana opowieść to tylko pretekst do tego, aby coś nowego wprowadzić. W tej sztuce mówimy o tym, że nie zawsze wszystko jest takie, jak nam się na pierwszy rzut oka wydaje. Nie wszyscy bohaterowie, którzy występują pozostają w zgodzie z naszymi wyobrażeniami. To właśnie łamanie schematu było pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy podczas realizacji tego spektaklu. Inne przesłanie – nie zawsze jest wszystko określone i nie ma rzeczy nieodwracalnych… smok wcale nie śnił o tym aby być złym smokiem. Na końcu okazuje się, że i smocze marzenia się spełniają…
S.T. : Skąd pomysł na wprowadzenie elementów musicalu?
C.S.: Materiałem, który posłużył do opracowania muzyki do spektaklu była pewna płyta wydana w 1983 roku. Chcąc wykorzystać libretto byliśmy niejako zmuszeni do wprowadzenia konwencji musicalu. Część utworów będzie popisem, występem nie tylko przed widownią ale także przed innymi bohaterami. Mamy tu zachowaną konwencję wodewilową. Muzyka wspiera również akcję spektaklu.
S.T. : Czy podczas przedstawienia zachodzi interakcja z widzami? Czy dzieci mają wpływ na fabułę?
C.S.: Nie, natomiast nie wykluczam, ze pod wpływem emocji będą starały się podpowiadać…
S.T. : Czy w spektaklu wykorzystano lalki?
C.S.: Tu nie ma typowych lalek takich jak pacynki, jawajki czy inne, gdyż wszystkie tradycyjnie stosowane lalki wymagają zasłonięcia aktora. Obecnie w sztuce teatralnej jest tendencja do usuwania parawanu. Nie ma parawanu, aktor staje się widoczny i tu pojawia się problem dwoistości; lalka i plan żywy – lalkarz, animator. Nasze środowisko (środowisko lalkarzy – przyp. red.) już się oswoiło z faktem, że parawanu nie ma. Uważam natomiast, że dziś teatr parawanowy byłby teatrem progresywnym, z prostej przyczyny - bo go nie ma już od dawna. My, lalkarze, udajemy, że problemu nie ma. To, że na scenie jest i aktor i prowadzona przez niego lalka jest dla nas naturalne ale widz, zwłaszcza młody ma problem z odbiorem, aktor przeszkadza, lalka przeszkadza. Jednocześnie, gdy nie ma na scenie parawanu zwiększyła się możliwość wprowadzania różnych konwencji. Ten rodzaj umowy pomiędzy widzami a aktorami stał się wieloraki, wielopoziomowy…
Nie ma sensu tkwić na dawnych pozycjach, bo progres musi zachodzić również w teatrze dla dzieci ale nie zapominajmy, że największym walorem teatru dla dzieci jest właśnie lalka. Daje nam nieograniczone wręcz pole do manewru. Spójrzmy na przykład na tę stojącą w kącie drabinę – w każdej chwili możemy ją „ożywić”, nadać jej istnienie..
S.T. : Dydaktyzm w spektaklu?
C.S.: Dobrze, jeżeli spektakl czegoś uczy i nie chodzi tu o tanią dydaktykę a o stawianie pytań. W tym spektaklu oswajamy dzieci z istnieniem zjawiska zła. Zło musi być pokazane, aby można było coś napiętnować. U nas wygrywa dobroć, uczciwość, skromność a przegrywa zadufanie, zarozumiałość. Jak już wspominałem jest tu również takie przesłanie, że wszystko ma szansę się odmienić...nawet podły smok!!!!
07.10.2011 Łódź