Teatr Piccolo budził we mnie mieszane uczucia… Słyszałam: komercja, pójście na łatwiznę, sztuka nie najwyższych lotów… A jednocześnie, kiedy mój synek wracał z tatą z tego teatru, na twarzy malucha widziałam niekłamany zachwyt.
„Mamo- opowiadał – Tam są fajne piosenki, jest kolorowo i można dostać nagrodę!”. Sama przekonałam się, że te opinie są krzywdzące, a Piccolo to miejsce stworzone przez fascynatów, ludzi z poczuciem humoru i wyobraźnią, ciepłych i lubiących dzieci...
W Internecie przeczytałam, że jest to teatr prywatny, który założyli Anna i Włodzimierz Wdowiak. Na stronie wspomniano również o licznych nagrodach za spektakle oraz o tym, że sztuki tego teatru wystawiane są podczas imprez okolicznościowych (np. w Dniu Dziecka).
Kajtuś oglądał już „Urodziny Baby Jagi” (parodia znanych baśni), „ Bałwankową krainę” (przygody bałwanka Jogusia) i „Opowieść o prawdziwym Mikołaju” (historia o marzeniach). Po tym ostatnim spektaklu Mikołaj wręczał dzieciom prezenty, które wcześniej zostawili rodzice – wspaniała atrakcja!
Ja wybrałam się z synkiem na horror dla dzieci „Złota kaczka i duch starego zamku”. Pierwsze wrażenie… Duża sala, ogromna scena, barwne, pełne fantazji dekoracje. Publiczność złożona z całych rodzin, obok nas siedziała nawet mama z dziesięciomiesięcznym niemowlakiem.
Przedstawienie nas wciągnęło, było zabawne, pełne humoru, szczególnie na początku zaśmiewaliśmy się do łez. Pojawiło się trochę taniego dydaktyzmu w stylu: „Należy dawać drugą szansę! Każdy na nią zasługuje!”, ale ponieważ, sztuka była skierowana do najmłodszych dzieci, był to niezły temat do rozmowy z maluchem.
Postać Baby Jagi śmieszna, Złotej Kaczki zabawna, a cała historia – horror niestraszna, wręcz dowcipna i z morałem:-) Piosenkę: „My się duchów nie boimy!” bardzo długo jeszcze śpiewaliśmy w domu.
Podczas przerwy można było, za drobną opłatą, zostać pomalowanym i po chwili po korytarzu biegały kotki, pieski, tygryski, a nawet Świnka Peppa.
Po przedstawieniu dzieci brały udział w konkursach na scenie – były to konkursy z wiedzy na temat baśni oraz zręcznościowe (np. rzucanie pisankami do koszyka). Każdy uczestnik otrzymał kolorowy balonik.
Na koniec na scenie znalazły się najmłodsze pociechy, które razem z Bajarzem i Złotą Kaczką odtańczyły wspaniały, pożegnalny taniec.
Nie podobały mi się tandetne kostiumy, a także to, że, przyznaję, niezwykle melodyjne, piosenki, aktorzy śpiewali przez mikrofon… Jakoś mi to w teatrze zgrzytało…
Tydzień później poszliśmy na „Calineczkę”. Początkowo przeżyłam rozczarowanie, a potem zdałam sobie sprawę, że przed nami rozgrywa się coś niezwykłego. Do odbioru tej sztuki potrzebna była wyobraźnia… Czarownica to palto na wieszaku, piórko grało jaskółkę, myszką zaś była zwykła rękawiczka… Ale te rzeczy żyły! Ożywały dzięki mistrzowskiej grze państwa Wdowiaków.
Po przedstawieniu odbyły się warsztaty teatralne, dzięki którym dzieci poznały różnice między pacynką, kukiełką, marionetką i lalką żyworęką. Pani Anna ćwiczyła z nimi dykcję, robiąc zabawną gimnastykę buzi i języka. W sposobie bycia aktorki, jej zachowaniu wobec dzieci, było widać wielką do nich życzliwość i serdeczność. Wysłuchaliśmy też kilku wierszyków i piosenek, które zaprezentowali nam, gotowi do występów, najmłodsi widzowie.
Czyli komercja? Pewnie tak! Ale przede wszystkim dobra zabawa! Prawdziwy kontakt z dziećmi. Nastawienie na widza. Bijąca życzliwość i ciepło. Wspaniała, pełna radości ze spotkania z dziećmi, atmosfera.
W przyszłą niedzielę wybieramy się z synkiem do teatru Piccolo na „Zakochanego misia” i zabierzemy ze sobą małą Kornelkę, która pierwszy znajdzie się w teatrze.
Anita, mama Kajtka i Kornelki