Melodia, Dalia, Otylia, Leonia, Igiełka, Liczydia i Tycjanna: siedem oryginalnych imion, siedem sióstr – księżniczek, bohaterek ładnie zilustrowanej książki Smiljany Coh. Bohaterek niebanalnych, jak ich imiona. A każda z nich inna ze swoją pasją, różną od pasji pozostałych księżniczek. I każda ubiera się inaczej (niekoniecznie w sukienki!).
Jak słusznie się domyślacie, imiona są znaczące. Melodia to ta od muzyki, Liczydia – od liczb i architektury… i tak dalej. Świetną zabawą jest fantazjowanie z dzieckiem, jakie zamiłowania mają poszczególne siostry – odgadywanie hobby księżniczek z ich imion, później imion z ilustracji.
„Ale dlaczego rodzice nadali księżniczkom takie imiona? Przecież nie wiedzieli chyba, czym będą się interesowały?” – słusznie zauważył mój skrupulatny siedmiolatek, który słuchał „Siedmiu księżniczek” trochę ukradkiem i początkowo chyłkiem tylko spoglądał na ilustracje, bo przecież zawsze deklarował, że księżniczki go nie interesują (to moja pięciolatka była uprawnionym odbiorcą). Przy okazji takiego pytania można z dzieckiem porozmawiać na przykład o roli autora, o tym, że jest on jakby rodzicem książkowych bohaterów, bo przecież rodzą się w jego głowie…
Książka będzie też świetnym pretekstem do rozważań na temat różnorodności istot ludzkich, ich przyzwyczajeń, zamiłowań, pasji…
Można też podyskutować o złożonych relacjach między rodzeństwem: księżniczki, które pewnego dnia pokłóciły się „na śmierć i życie”, dość szybko znów kochały się „na zabój”, jak to między rodzeństwem bywa. Nie zdradzę, która z sióstr pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę…
Wyjawię tylko, że wybrała oryginalny sposób.
Przyjemna historyjka opatrzona ciepłymi, estetycznymi ilustracjami, przemawiającymi do dziecięcej wrażliwości.
Aleksandra Struska-Musiał