Niezwykłe, choć przecież zwyczajne (w takim sensie, że codzienne) obserwacje początkującego taty. Ani nie lukrowane, ani nie przesadne w mrożące krew w żyłach opisy strat wszystkiego, co niegdyś cieszyło. Szczere, bez owijania w bawełnę. Rozweselające, wzruszające swą prawdziwością, nieraz okraszoną frustracjami, drobnymi porażkami czy bezradnością. Jak trzeba – to i złością.
Bez silenia się na poradnikowe doradzanie, te książkowe felietony to raczej okazja do podzielenia się doświadczeniami, obserwacjami, znakami zapytania. Z jednej strony zachwytem nad budującą się więzią z dzieckiem, najważniejszą chyba sprawą w całym rodzicielstwie. Z drugiej – potknięciami, zabawnymi sytuacjami, nieprzewidzianymi utrudnieniami. Codziennym życiem po prostu.
Bo na przykład coś, mimo że ogromnie zachwalane, okazuje się bez sensu. Tak, jak podgrzewacz – wiara we własne odczucia płynące ze skóry skropionej mlekiem okazuje się wychodzić naprzeciw oszczędności czasu i wygrywa z nowoczesnym sprzętem. Przy takim podgrzewaczu przecież mnóstwo roboty, a ilość czasu przy dziecku znikoma i na wagę złota! Czasem coś testuje ojcowską cierpliwość – tak jak zasypiające (lub dokładniej – nie mogące zasnąć) dziecko. Czasem zostaje się z niemowlakiem samemu na dłużej i wtedy – oj, bywa różnie... Gadżety, podróże, wszelakie umiejętności – ubieranie, mycie, karmienie i oczywiście emocje – we wszelkich możliwych odmianach – czego tu nie ma!
Dobrze się „Tatę w budowie” czyta - jednym tchem. Jest tam radośnie, choć czasem wcale nie do śmiechu. Swobodnie, mimo że często obcowanie z malcem wzmaga napięcie. Ku pokrzepieniu tych, którzy zaczynają i poruszeniu wspomnień tamtych, którzy już to mają za sobą. To pozycja dla mam również, by macierzyństwo i ojcostwo mogło tworzyć całkiem zgrany duet. W dobrym stylu, wciągająca, z zabawnymi, sympatycznymi ilustracjami książka. Na prezent dla początkującego taty – koniecznie. Spodoba się na pewno! A i mama zajrzy...
Anna Kossowska - Lubowicka