Warszawa

Recenzja książki:

Geniusz Kuba

Geniusz Kuba

Sabine Zett
Ute Krause (Ilustr.)
od 10 do 14 lat

Pisana jest lekkim, dowcipnym, pełnym młodzieżowego slangu stylem

Nie będę streszczała, poczytać o tym bowiem można w opisie. Skupię się na naszych doznaniach estetycznych, gdy czytaliśmy tę – jakby nie było  – zabawną książkę.
Pisana jest lekkim, dowcipnym (choć jest to z pewnością specyficzny dowcip), pełnym młodzieżowego slangu stylem. Uśmialiśmy się. Choć i wielokrotnie kiwaliśmy głowami, z niedowierzaniem przysłuchując się Kubusiowym pomysłom – bo przyznać trzeba, że polotu, fantazji i ziaren megalomanii to mu nie brakuje.

 

Bohater nie stąpa po ziemi, ale buja w obłokach, oderwany od rzeczywistości, ale tak to już jest z nastolatkami, gdy stracą głowę dla bóstwa płci przeciwnej. Pełno tu zaskakujących akcji i – prawie że ekstremalnie przerysowanych scenek. Lektura idealna dla chłopców wchodzących w wiek dojrzewania – dostarcza rozrywki i nieomal "sama się czyta".


Ale uwaga… Studiowałam ją ze swoimi zerówkowiczami. Nie potrafiłabym polecić jej dla pociech w tym wieku. Może wychowuję za bardzo "ugrzecznione dzieci", aczkolwiek nie kryli zdziwienia na niezbyt mądre (delikatnie mówiąc) pomysły Kuby (tak, tak, wiem, to wszystko dopiero przed nami). Opuszczałam wiele strof, przeinaczałam słowa i dużo, naprawdę dużo improwizowałam, nie chcąc podsuwać im ani pożywki do rozrabiania, eksperymentowania, ani nie chcąc poić ich językiem, którego staram się w domu (ani poza nim) nie używać.


Po pierwsze w przedszkolu trzyma się raczej ze swoją płcią: dziewczynki są dla chłopców "dziwne, zbyt piskliwe, chichoczące z byle powodu i bawiące się głupimi zabawkami"– wątek o zakochanym młodzieńcu był więc raczej abstrakcją. Po wtóre omijałam akapity o serfowaniu po sieci w poszukiwaniu "gołych bab", "gorących lasek w mundurach" czy "najgorętszych pielęgniarek" – ekhm, ekhm, na razie trzymam przedszkolaki z dala od sieci i komputera – i mam nadzieję, że wyjdzie to tylko z pożytkiem dla ich zdrowia.

 

Pomysł z sikaniem do butelki po soku jabłkowym i pokusie podania tego siostrze do picia – cóż, również nie wydał mi się zabawny, jeno żenujący i niesmaczny (a może jestem po prostu zbyt drętwa i nie posiadam czegoś, co zwą poczuciem humoru?). Wszystkie te "dupy", "stul dziób", "zjeżdżaj", "idioto" i wiele innych temu podobnych też mnie – przyznam – w literaturze dziecięcej "nie kręci". No ale tak to już bywa; dorosłam, przez co z pokoleniem 10+ pewnie trudno będzie mi znaleźć wspólny język. Taka karma i koleje losu…

 

mama Anna

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć