Nie porwało mnie Euro 2012. Za to dość często musiałam podrywać pupę z wygodnego fotela, gdy synowie naciskali: "mamo, tak ładnie za oknem, pójdziemy pograć w piłkę?".
Mieliśmy swoje własne Euro. Mama, dwa smyki, nowo powstały stadion miejski i ta łaciata, co lubi być kopana i toczy się, toczy, toczy...
- Mamo, co oznacza ta linia?
- Dokąd może wyjść bramkarz i dlaczego on może łapać piłkę rękoma?
- Co znaczy 'pokiwasz się' ze mną?
- Co to jest "spalony", "karny", "aut" i "faul"?
Ratunku, potrzebuję męskiego wsparcia!
Uff, jest na szczęście Poradnik małego kibica piłki nożnej autorstwa Marcina Przewoźniaka.
Poczułam się, jakby stanął przede mną troskliwy, uważny i wyrozumiały trener. Najlepszy w swoim rodzaju. Taki, który nie wyśmieje niewiedzy (nie jestem ani "małym kibicem", ani żadnym innym kibicem), ba, nawet zdopinguje do jej zdobywania, a jeszcze do tego ma wspaniały talent krasomówczy z nutką potrzebnej omasty pedagogicznej. Lukier poczucia humoru w gratisie.
Myślałam, że przebrnięcie przez tę piłkarską pozycję będzie dla mnie jak wyprawa w Himalaje. Owszem, przedzieram się przez niedostępne dotąd dla mnie rejony, ale wycieczka w takim towarzystwie to sama przyjemność. A do tego wiedza, którą przy tym posiądę - bezcenna. Zwłaszcza dla matki dwóch rozkochanych w piłce brzdąców.
Już nie straszne mi te straszne pytania. A jakież to kształcące! Kiedy nie znam recepty na któryś z chłopięco-piłkarskich dylematów, z radością proponuję: "Sięgnijcie do poradnika". Mama uczy się słownictwa i zasad futbolowych, a dzieci podpatrują, jak zachować się w sytuacji, gdy poszukujemy wskazówek. I chłoną to łapczywie niczym gąbeczki.
Doskonała pozycja. Napisana lekkim piórem, z dużą dozą humoru, tematy przejrzyście uszeregowane, ładne, estetyczne rysunki.
Gooooool! Warto trafić nią do zakupowej bramki. Każdy kibic (niekoniecznie ten mały) będzie nasycony.
mama Anna