Kuba i Buba to chłopak i dziewczyna. Najbardziej mi się podobało, jak dziadek Waldemar, który ma szalone pomysły, zaczął uczyć dzieci w windzie, albo jak poszedł na wywiadówkę a potem okazało się, że nie trafił do klasy Kuby i Buby tylko do innej. Dziadek uczy też dzieci brzydkich wyrazów np. maszkara, zmora i mamałyga, żeby się mogli dłużej kłócić.
Dziadek codziennie admiruje babcię Joasię i bawi się z nią w piratów albo jako krewki figlarz uczy się jeździć na rolkach. Też chciałbym się nauczyć grać w scrabble, ale muszę z tym zaczekać, aż poznamy w szkole wszystkie litery alfabetu. Podoba mi się też zabawa w żywe obrazy, którą zaproponowała babcia Joasia.
Zacząłem się w nią bawić z mamą, ale ona nie mogła odgadnąć, że jestem płonącą żyrafą albo miękkim zegarem. Jedyne co odgadła to obraz Kościuszko pod Racławicami, gdzie pokazałem tego kosyniera, który przykrył czapką kulę armatnią, żeby nie wybuchła. Podoba mi się też pomysł, aby każdy dzień zrobić dniem z literką i w ten dzień mówić tylko słowa na tę literę. Ja najwięcej słów znam na B: basałyk, baczyć, biadolić, bałamucić…
To bardzo chuda książka i szybko ją przeczytaliśmy. Ma wiele fajnych obrazków. Większości wyrazów, których dziadek uczy dzieci dotąd nie znałem, ale teraz będę ich używał i mówił: admiruję białogłowę, gagatek ją bałamucił, huncwot się dąsał a gołowąs był frasobliwy. Słowa, które są tutaj przypominają mi mój ulubiony skecz kabaretowy „Król i wieśniak”, w którym król mówi: „no to Macieju, jak już jesteś to biadol!”.
Bartek, lat 7